Skip to content

TropiMy Przygody


Dzieciństwo, którego nie będzie

Nie będę zbytnio odkrywczy pisząc, że podróżowanie to nie tylko plaża, palmy, uśmiech od ucha do ucha i same radosne dni. Nie, jeśli jeździmy z oczyma szeroko otwartymi. W krajach, po których podróżujemy wiele rzeczy nas smuci, irytuje, drażni a nawet porządnie wnerwia. Dziś będzie o jednej z nich.

Czasami będzie to zawyżanie cen przez miejscowych w sposób nieprzyzwoity. Czasami fakt, iż każdego dnia jakiś palant może nas przejechać, bo on, wielki Pan jedzie autem („bo go stać”), a Ty, plebs, akurat ośmielasz się przechodzić przez jezdnię. Czasami może to być kompletna niedbałość o środowisko i zdrowie innych ludzi. Są jednak rzeczy, przy których te wszystkie bledną. Dla mnie jest to praca na ulicy bardzo małych dzieci.

Na wstępie uprzedzić muszę, że tekst ten, jako jedyny póki co na blogu, pozbawiony będzie zdjęć obrazujących temat. Myśl o tym artykule chodziła za mną od dawna, ale choć podobnych sytuacji doświadczyliśmy wiele, to do zrobienia zdjęć przemóc się nie mogliśmy. Smutek w oczach dzieci powodował wystarczające drżenie rąk, poza tym robienie zdjęć w takim momencie tylko doda więcej ciężaru do i tak niełatwego życia tych dzieciaków.

Problem pracujących dzieci jest stary jak świat, niestety jednak z nadejściem „czasów nowoczesnych” nadal świat się z nimi boryka. Według organizacji ONZ, najbardziej ostrożnej w swoich szacunkach, na świecie wykorzystywanych do pracy jest około 150 milionów nieletnich. To ponad 4 razy więcej niż Polska liczy mieszkańców. Dane UNICEFu są jeszcze bardziej zatrważające. W samej tylko Afryce ok. 127 mln dzieci zmuszonych jest do zarabiania. UNICEF szacuje, iż w Ameryce Łacińskiej jest to 16%, czyli co szóste dziecko. Co szóste! Inne dane (Ministerstwo Pracy w USA) mówią o 215 mln dzieci pracujących w Azji Południowej.

Coś, co może szokować ludzi wychowanych w Europie, na wielu osobach w Ameryce Południowej (gdzie my się z tym zjawiskiem tak dobitnie zderzyliśmy), ale i w Afryce czy Azji wrażenia nie robi. Jedziesz autobusem przynajmniej pół godziny? W międzyczasie nawet kilkukrotnie możesz zobaczyć paroletnie dzieciaki sprzedające lizaki lub chusteczki. Siedzisz w kawiarni? Nie zdziw się, gdy na oko pięcioletnia dziewczynka zaproponuje Ci zakup gum do żucia. Dopada Cię głód? Prawdopodobnie obiad do stolika (zwłaszcza w małych miejscowościach) i piwo (!!!) przyniesie Ci siedmioletni chłopak… Dalej masz apetyt?

Chciałbyś bronić ich rodziców? Że pewnie sami też biedni i nic do gara włożyć nie mają? Ja też chciałbym ich bronić, ale nie potrafię. Wiem, że w życiu może być ciężko. Wiem też, że jeśli zdecydowalibyśmy się na większą rodzinę, to taka decyzja niesie za sobą pewne zobowiązania. Nie jest to tylko czysto biologiczny lub religijny akt prokreacji i przedłużania genów. Nie może być bezrefleksyjnym czynem i tłumaczeniem samym w sobie. Rodzina to zobowiązania. Dla mnie oznacza to, że aby zapewnić byt dzieciom zasuwałbym nawet na trzy zmiany, bo ich obecność na świecie to nie ich decyzja i nie ich odpowiedzialność.

Dzieciństwo to jeden z najpiękniejszych okresów w życiu. Czas, gdy młody człowiek się kształtuje, rozwija swoje cechy fizyczne i psychiczne. To czas, gdy bardzo wiele się decyduje, łącznie z tym, na kogo ten mały człowiek wyrośnie. To również czas beztroskiej zabawy z rówieśnikami, która oprócz radości kształtuje nas również społecznie poprzez kontakt z innymi dziećmi. Dzieciństwo to czas, który zaważy na reszcie naszego życia i każdemu, zwłaszcza obecnym już rodzicom, nie trzeba tłumaczyć jak bardzo jest ważny. Dlatego tak bardzo źle oceniamy ludzi, którzy to dzieciństwo im kradną. Może to być przemoc, wykorzystywanie (również seksualne) czy zmuszanie do pracy.

Możemy zadać sobie w tym miejscu pytanie, czy kupując tę gumę od dziecka w autobusie tak naprawdę pomagamy. Albo inaczej, komu pomagamy ją kupując. Pamiętać należy o rozsądnej pomocy, pomocy z głową, która rzeczywiście ma szansę coś zmienić. Wiem, że co innego będzie mówić serce, a co innego rozum. Pierwsze widzieć będzie szczęście dziecka, które przyniesie do domu pieniądze. Rozum popatrzy na to inaczej i zobaczy, jak te pieniądze trafiają do rodzica, który wysyła dzień w dzień swoje paroletnie dziecko zamiast do szkoły czy na plac zabaw na ulicę, na handel.

Jak już pisałem, chciałbym móc jakoś takich rodziców usprawiedliwić. Ale nie mogę. Zamiast tego zaciskają się pięści oraz otwiera nóż w kieszeni. I w sercu coś pęka…

Przeczytaj również:
TURYSTO, NIE BĄDŹ IGNORANTEM!

6

  • boliviainmyeyes

    1 czerwca, 2016

    No wlasnie, a w Boliwii praca dzieci zostala zalegalizowana. Zal mi bylo patrzec na te dzieci pracujace legalnie na bazarze, wozac zakupy taczkami. Niektore z nich wygladaly na mniej niz 7 lat… Kolezanka Boliwijka mowila mi, ze wiekszosc tych dzieci pieniadze oddaje rodzicom, ktorzy czesto te zarobki przepijaja. Rzad zapowiedzial kontrole, powolujac garstke urzednikow na caly kraj…

    • Koralina

      3 czerwca, 2016

      No właśnie to jest ogromny problem… Nie rozumiem, jak bezdusznym trzeba być żeby zalegalizować pracę dzieci… 🙁

  • Asia Piwowarczyk

    1 czerwca, 2016

    To samo się tyczy dzieci pracujących w fabrykach w całej Azji. Dopóki się tego nie zobaczy człowiek nie zawraca sobie głowy myśleniem kto szyje mu ubrania kupione w Zarze,HM,Primarku i wielu innych sieciowkach..

    • TropiMy Przygody

      2 czerwca, 2016

      Dokładnie. Czytaliśmy ostatnio „Życie szyte na miarę.” Świetny reportaż, po którym odechciewa się kupować jakiekolwiek ciuchy…

  • Grażyna Wudniak

    1 czerwca, 2016

    Bardzo poruszający tekst 🙁

  • Marta Wudniak

    1 czerwca, 2016

    Dobrze, że pokazujecie również ciemną stronę Waszych doświadczeń z podróży i poruszacie takie ważne tematy! Brak fotorelacji jak najbardziej na miejscu. 'Dobry’ i poruszający tekst…

Podziel się swoją opinią