Skip to content

TropiMy Przygody


Marzyciele się nie starzeją

Kiedy człowiek przekracza magiczną granicę i zmienia wiek „dwudziestu kilku” lat, który towarzyszył mu ostatnią dekadę życia, zaczyna dużo myśleć i podsumowywać to, co do tej pory udało mu się osiągnąć, to czego się nie udało i to, co może zrobiłby inaczej. Tak w końcu robią starzejący się ludzie, dużo myślą nad tym co było i jeszcze więcej o tym, co być mogło. Lubią drążyć 😉

Pierwszej połowy moich lat dwudziestych wolę nie podsumowywać 😉 Studia na Wydziale Nauk Społecznych to nie studia, lecz stan umysłu, a Urząd Pracy (czyt. Piekło) wybrukowany (wypełniony) jest absolwentami studiów humanistycznych. Jak człowiek młody to głupi, a studia wybiera się jeszcze przed „dwudziestką” (a czasami po „pięćdziesiątce” 😉 ). Zamiast iść na polibudę i po 6-8 latach noszenia glanów, słuchania metalu oraz zdawania egzaminów typu „kable”, „druty” i „16947061970134” trzepać niezły hajs jako programista (pół dnia grasz w piłkarzyki, pół w kłejka), wkuwałeś na pamięć (i na kacu) tysiące wielce potrzebnych Ci książek, o których zapominałeś idealnie w momencie wyjścia z egzaminu. Nieważne, zaliczonego czy nie.

Kiedy kończysz studia humanistyczne masz dwie opcje. Po pierwsze, skoro nie masz zawodu, możesz próbować szczęścia w Urzędzie Pracy, jednak Twój brak konkretnego zawodu nikomu tam nie zaimponuje. Poza tym regularne bywanie w PUPie (dla niewtajemniczonych: Powiatowym Urzędzie Pracy) może pozostawiać lekki niesmak. Chwytasz się więc drobnych zleceń i jesteś dumnym „freelancerem” (żono, no offence) lub wracasz do rodzinnej miejscowości, aby zostać akwizytorem ubezpieczeń.

Jeżeli jednak nie masz szczęścia, może przytrafić Ci się druga opcja – jako humanista wylądujesz w korporacji, dokładnie w jej wschodnioeuropejskim odpowiedniku, shared services. Tu też masz dwie opcje. Możesz skanować dokumenty za minimalną krajową lub robić wszystko pozostałe za całkiem niezły hajs jak na absolwenta humanistyki. Benefity korporacyjne i całkiem przyzwoity pieniądz mogą na długo zamydlić oczy. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Tłumaczysz sobie na różne dziwne sposoby, że to spoko, że czasami posiedzisz 12 godzin w pracy. Z managerem robisz roczny plan rozwoju. Jeśli nie zrealizujesz go w 200%, czekają Cię jedynie podwyżki inflacyjne. Po paru latach kupujesz mieszkanie na kredyt, po paru kolejnych zaludniasz je dziećmi i robi się ciasno.

W takim właśnie momencie spotykasz wielkiego kolesia, który daje Ci dwie tabletki: czerwoną i niebieską… co wybierasz?Marzyciele

Ja również swego czasu stanąłem przed takim wyborem. Powiem szczerze, że człowiek może się zastanawiać. Zarabiasz więcej niż sporo ludzi w Twoim wieku, nawet jeśli nie do końca włączasz się w tzw. wyścig szczurów. Przynajmniej myślisz, że nie bierzesz w nim udziału. Stać Cię na 2-3 tygodniowe wakacje na drugim końcu świata, wyjścia do restauracji, kina i upijanie się drogimi, dobrymi piwami rzemieślniczymi. Możesz też pijać i jadać w hipsterskich restauracjach, również śniadania. Bo Cię stać. I to jest spoko, o ile to od zawsze było Twoim marzeniem. Jeśli od dziecka po nocach marzyłeś o prywatnej opiece medycznej, a kolegom na urodziny życzyłeś, żeby w przyszłości mieli też w pakiecie dentystę – jesteś szczęściarzem. Jeśli od podstawówki na myśl o 30-letnim kredycie na mieszkanie (konsumującym ponad połowę wypłaty) z podekscytowania drżały Ci kolana tak, że stojąc na „budzie” puszczałeś „szmatę” za „szmatą”… lucky U. Jeżeli przed maturą śniłeś o kilkunastogodzinnym dniu pracy, nieraportowaniu nadgodzin, samoocenach przed supervisorami, stresie pod koniec urlopu związanym z powrotem do pracy i nadrobieniem zaległości z urlopu, wrzodów żołądka od zbyt wielu kaw w pracy, to… ok, chyba już wiecie o co mi chodzi.

Dla mnie otrząśnięcie się nastąpiło po kilku latach pracy. Jako dzieciak nie miałem tych wszystkich marzeń o kredytach, nadgodzinach i karcie sportowej. Zaczytywałem się za to w przygodach Tomków – Sawyera i tego polskiego, u źródeł Amazonki. Przeżywałem przygody awanturników pokroju Old Shatterhanda, Winnetou i Old Firehanda włóczących się po amerykańskim Dzikim Zachodzie. Godzinami ślęczałem z nosem w atlasie lub z Juliuszem Verne jechałem dookoła świata. Dookoła świata… no własnie 🙂

W moim przypadku zadziałało to tak, że jestem w bardzo długiej podróży dookoła świata, nie wiedząc, czym się bardziej zachwycać: miejscami z mojej „bucket list”, o których kiedyś tylko marzyłem, czy tymi w ogóle nieznanymi, o których nigdy nie śniłem, a które robią piorunujące wrażenie. Czy może fantastycznymi, dobrymi ludźmi spotykanymi po drodze lub poznawaniem nowych kultur w praktyce, nauką języka hiszpańskiego w drodze, przełamywaniem własnych słabości czy poznawaniem nowych smaków.

Dla każdego odpowiedź na pytanie, co chciał zawsze w życiu robić będzie inna. Nie każdego jarają podróże. I dobrze, inaczej wszędzie, gdziekolwiek człowiek by nie pojechał, potykałby się o innych zwiedzaczy. Ludzkie marzenia są piękne między innymi dlatego, że są tak od siebie różne. I wszystkie są piękne. No prawie wszystkie. Podpalanie placówek ZUSu jest nadal zabronione w tym kraju, tak jak i przekręcanie nazwisk (np. prezydenta), o czym przekonali się już uczniowie jednej z opolskich szkół. Takie marzenia odłóżmy więc na bok.

Nie chcę Was przekonywać do rzucenia wszystkiego i wyjechania w świat. Głównie dlatego, że cenię sobie pustkę takich miejsc, jak Patagonia zimą czy muzea sztuki współczesnej. Ale zbyt często słyszę zdanie: „podróż dookoła świata? Fajnie, ja też kiedyś miałem marzenie, ale…” No i właśnie, tu następuje litania pod tytułem „ale”. Ale w tym przypadku oznacza generanlie zbyt szybko (użyjmy tu bardziej cenzuralnego słowa) postępujący czas, kredyt na 30 lat, robienie kariery, bo jakoś to musi być, a poza tym czasy już nie te, może kiedyś, ale nie teraz. A w ogóle to na marzenia potrzebne są pieniądze, a kto by je dzisiaj miał. Przecież czarno na białym widać, ile zostaje z pensji po odliczeniu raty za mieszkanie, za samochód, opłat za media, komórkę, wyjść do kina, restauracji, weekendzików… No właśnie.

Kiedy przestajesz mówić, że masz „dwadzieścia parę” lat, a zmuszony jesteś przestawić się na trzydzieści, świat nabiera innych barw. I to nie tylko dlatego, że zbliża się czas pełni praw wyborczych, czyli możliwości kandydowania na prezydenta. Generalnie każdy prezydent RP kończył swój urząd z wielkim brakiem szacunku przynajmniej połowy społeczeństwa. Czy Ty chcesz, aby gardziło Tobą 20 milionów Polaków? Albo aby drugie tyle robiło memy z powodu Twojego problemu z alkoholem, problemu z wysławianiem się lub nazwiska, które aż się prosi o przeinaczenie na tylną część ciała? Trzydziestka to dobry czas na podsumowania tego, co do tej pory było fajne, a co ssało paukę. Pytanie, które zresztą niejedną osobę wyprowadziło już z równowagi (szukajcie na jutjube -> „Kazimiera S.”).  Trzydziestka jest o tyle lepsza, że później będziesz miał jeszcze czterdziestkę, pięćdziesiątkę i tak dalej. Po co więc czekać na kolejne dziesiątki, skoro już teraz dla ok. 14 milionów Polaków jesteś stary? Wszystko jest kwestią punktu widzenia i odpowiedniego poukładania priorytetów w swoim życiu.

Łatwo jednak powiedzieć, że wszystko jest kwestią priorytetów. A może trudno właśnie? Nie, trudno to jest wymówić szybko 3 razy „prestidigitator”, a jeszcze trudniej wiedzieć, co to to jest. Nie dam Wam odpowiedzi jak spełniać Wasze marzenia, co zrobić, aby je zrealizować i co w ostatecznych rozrachunku bardziej się opłaci… A może właśnie to zrobiłem? Albo przemawia przeze mnie tanie chilijskie wino pite gdzieś nad brzegiem Oceanu Spokojnego w Patagonii w drodze na Wyspę Wielkanocną. Nigdy się już tego nie dowiemy.

Jak wam poszło ze spełnianiem marzeń? Lubicie podsumowywać, co w życiu dotychczas osiągnęliście czy „nie liczycie godzin i lat”? 😉 Dalej trapi was ten prestidigitator? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

[ezcol_1third]zarezerwuj lot[/ezcol_1third] [ezcol_1third]zarezerwuj nocleg[/ezcol_1third] [ezcol_1third_end]wypożycz samochód[/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!

30

  • Ewa

    12 września, 2016

    Jutro stuknie mi trzydzieści-kilka i tak sobie myślę, że spełnianie marzeń jest ważne. W sumie jedyne, czego żałuję to to, że przekonałam się o tym dość późno i na przykład nie do końca wykorzystałam studenckie lata. Ale co było to było, minęło i trzeba patrzeć w optymizmem w przyszłość. A ta pod względem podróżniczo-marzeniowym nie wygląda źle 🙂

    • Bartek

      12 września, 2016

      Ja też sobie myślę, że w tę podróż to mogliśmy wyjechać wcześniej, ale lepiej późno niż później lub nigdy 😉

      Sto lat Ewa 🙂

  • Karolina Kulawik

    16 sierpnia, 2016

    Tradycyjnie nie mogę się zalogować przez WP, więc skomentuję przez fejsbuczka. Ja co prawda mam jeszcze te dwadzieścia-kilka (hehe) lat, ale 30-tka i mnie za jakiś czas dosięgnie. Piotrka np. dosięgnie w przyszłym roku i to on w sumie powiedział mi o Twoim wpisie, że fajny, że warto przeczytać etc. Jako że ww. wstydzi się komentować cudze wpisy, zrobię to ja w jego imieniu. Przyklaskuję i przybijam high five 🙂

    • Bartek

      16 sierpnia, 2016

      hahahahaha dzięki wielkie wam obojgu (możesz przekazać Piotrkowi) i pozdrawiamy z Santiago 🙂

  • Nisia

    16 sierpnia, 2016

    Tez w okolicach 30tki zorientowalam sie, ze nie do konca zyje tak jakbym chciala i ze brakuje mi jezdzenia po swiecie – zawsze tego chcialam, ale zawsze byly wymowki i inne priorytety. Az wreszcie zrozumialam, ze pora zabrac sie za wlasne marzenia, bo nikt inny nie zrealizuje ich za mnie, a czas przeciez powoli ucieka – tyle miejsc do ujrzenia, tyle ludzi do poznania, tyle potraw do sprobowania i sciezek do odkrycia, ze nie da sie tak po prostu siedziec w jednym miejscu caly czas. Nie udalo mi sie wyruszyc na tak dluga podroz jak Wasza (do czegos takiego jeszcze nie dojrzalam 😉 ), ale lubie wybywac w swiat tak czesto jak sie da…
    Swietny artykul, motywuje do dzialania! 🙂
    Pozdrawiam i powodzenia w dalszej drodze! 🙂

    • Bartek

      16 sierpnia, 2016

      My też długo „dojrzewaliśmy” do takiej podróży wieloma krótkimi 🙂 Poza tym i krótkie podróże mają w sobie inne fantastyczne rzeczy, których długie nie mają 🙂 Najważniejsze, że masz marzenia na horyzoncie i chcesz je spełniać 🙂

      Dzięki wielkie 🙂

  • jazdakuwolnosci

    13 sierpnia, 2016

    Kilka dni temu, gdy pojawił się ten tekst pomimo zmęczenia uznałem, że przeczytania nie będę odkładał na następny dzień. By skomentować energii jednak nie wystarczyło…
    Dzisiaj wracam. Tym bardziej, że wkroczyłeś w kolejną dekadę życia w jednym z moich ulubionych miejsc świata 🙂 Gratuluję!
    W moim przypadku było tak, że będąc na etapie wprost idealnego zaakceptowania mojej obsesji na punkcie przygód. Zrozumiałem, że niczego nie muszę zmieniać, taki po prostu jestem, dobrze mi z tym…
    I wtedy lekki zong (jakoś jeszcze chwilę przed trzydziestka, a za sobą kilka dni wcześniej Patagonii). Wtedy nie powiem, ale była lekka załamka. Musiałem wkrótce wracać, a pomysłów jeszcze kilka było 🙂
    Dzisiaj patrzę na to całkiem inaczej. Nie miałbym raczej córki, która daje mi maksimum satysfakcji. I co ważne. Jestem bardzo zadowolony ze swojej przeszłości. Zresztą w moim przypadku nigdy nie było dylematów. Podróżować, czy może trzepać hajs 🙂 Nie musiałem się nad tym zastanawiać. Nie zawsze było kolorowo, ale z pełną świadomością uważam, że najlepszą decyzją życia, było to że kiedyś ruszyłem w drogę…

    • Bartek

      16 sierpnia, 2016

      Dziękuję 🙂

      I bardzo dobrze, warto wiedzieć kiedy wyjechać (jeśli to marzenie), ale i kiedy czas wracać i szykować się na tę, może i największą podróż 😉

  • Flying Samovar

    11 sierpnia, 2016

    Ja etap korpo odrabiam zaocznie – uczę angielskiego w wielkich firmach w Moskwie. Przychodzę rano na zajęcia ubrana w co chcę, prowadzę zajęcia które sama planuję i po półtorej godziny wychodzę, a kiedy zechcę stąd wyjechać to wyjadę, nie jestem donikąd przywiązana mieszkaniem ani kredytem – i nie zamieniłabym tej wolności na żadną ilość potencjalnych brunchów. A co do trzydziestki – chociaż ciągle mam do niej kawałek to muszę zgodzić się z przedmówcami, że jak do tej pory życie robi się coraz lepsze i w zasadzie nie mogę się doczekać tych zaklętych urodzin. Wszystkiego najlepszego i szerokiej drogi! 🙂

    • Bartek

      12 sierpnia, 2016

      Świetna sprawa, fajnie, gdy praca jest bardziej możliwością, a nie przywiązaniem do konkretnego miejsca czy sytuacji 🙂 Dziękuję bardzo! 🙂

  • Bela

    10 sierpnia, 2016

    Świetny tekst, trafne podsumowanie naszej Alma Mater i pokolenia Czarnobyla. Gratuluję wymiksowania się z matrixa. Myślę, że gdy człowiek staje się wolny to każde, nawet najbardziej absurdalne marzenie jest w zasięgu. Szczęśliwie ominął mnie czas pracy w korpo i rzucania jej z hukiem 🙂 Nie ważne kiedy, ważne, żeby się w ogóle przebudzić. Pozdrawiam serdecznie 🙂

    • Bartek

      10 sierpnia, 2016

      Szczęściara 🙂 Dzięki Bela!

  • Travelling Milady

    9 sierpnia, 2016

    Rewelacyjne podsumowanie przemyśleń, które drążą przeciętnego 30latka, ale tylko nieliczni mają odwagę stanąć z nimi „twarzą w twarz”. Po pierwsze gratuluję, przekroczenia magicznego wieku. Dla mnie ten dzień nie był zbyt komfortowy lecz zmotywował mnie do życia na tyle skutecznie, że od 30tki żyję 30 razy bardziej, lepiej, mocniej. Ty wchodzisz w kolejną dekadę życia, spoglądając na dotychczasowe lata z perspektywy marzenia, które właśnie realizujesz. To musi być bardzo satysfakcjonujące doświadczenie, obchodzić urodziny, wiedząc że wykorzystujesz życie na 100% . U mnie paradoksalnie właśnie po 30-stce życie nabrało rozpędu, dopiero teraz wiele kwestii staje się dla mnie klarownych i nareszcie godzą się z własnym sposobem na życie . Zaostrzył mi się apetyt na świat, otworzyłam w swojej głowie i sercu wiele zamkniętych drzwi i mam wrażenie, że najlepsze dopiero się zaczyna. A, że nigdy nie chciałam mieszkania na kredyt ani pracy na etacie to ciągnę ten swój wózek pod wieczną górkę i choć bywa ciężko to jest również nad wyraz interesująco. Ze swoich 30 lat trudów egzystencji wyniosłam wiele nauk, ale jedną najważniejszą – bez względu na wszystko zawsze słuchać siebie i podążać własną drogą, niezależnie od tego czy znajdzie ona uznanie w oczach innych. Inaczej dzieje się niedobrze. Sprawdzone wielokrotnie i choć brzmię, jak P. Coelho to wierzcie mi, wiem co mówię. Życzę zatem wszystkiego najlepszego i jak najpiękniejszej przygody zwanej życiem.

    • Bartek

      10 sierpnia, 2016

      Dziękujemy bardzo! 🙂

      Paradoksalnie spędziłem swoje 30 urodziny… łapiąc stopa na prowincji pomiędzy Argentyną a Chile w Patagonii 🙂 I rzeczywiście coś w tym jest, wiele osób przyznaje, że po 30 „przebudzili się” ich życie nabrało rozpędu i jest lepiej niż w poprzedniej dekadzie 🙂
      Pozdrawiamy 🙂

      • Flying Samovar

        11 sierpnia, 2016

        O matko, nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszej imprezy na 30 urodziny!

        • Bartek

          12 sierpnia, 2016

          🙂 Choć za szklaneczkę whisky z lodem też bym się przy okazji nie pogniewał 😉

          • Travelling Milady

            14 sierpnia, 2016

            Bartek, jak (jeśli) wrócicie to będziemy opijać:)

          • Bartek

            16 sierpnia, 2016

            Kiedyś wrócimy :p Będziemy! 🙂

  • Antypatycznie Antypatycznie

    9 sierpnia, 2016

    Przyjemny post, lubię motywacyjne i dobrze czytać o innych bucket listach. 🙂

    • Bartek

      10 sierpnia, 2016

      Dzięki 🙂 My też tak lubimy 🙂

  • kamieverywhere

    9 sierpnia, 2016

    Bardzo się cieszę, że wspomniałeś w poście naszego ulubieńca 😉 a tak na poważnie, to jeszcze tej 30tki na karku trochę mi brakuje, ale mam bardzo podobne podejście do Twojego. I tak, za miesiąc ruszam w świat śladami marzeń, mimo tego, że moja praca w korpo mi zupełnie nie wadziła (ba, uwielbiałam ją!). Ale marzenia koniec końców są po to, by je spełniać, co nie?

    • Bartek

      9 sierpnia, 2016

      Ulubieniec koniecznie musiał się pojawić!!! 🙂
      Ech, niebawem i ty poznasz słodki smak 30-tych urodzin :p

      Pięknej przygody w świecie… i spotkania w trasie! 🙂

  • Maciek

    9 sierpnia, 2016

    PS. do refleksji zmuszają też znajomi i rówieśnicy… 3/4 ma już dzieci, śluby, kredyty….i stabilne życie, a pozostała 1/4 gra w Pokemony 😉

    • Bartek

      9 sierpnia, 2016

      hahaha tylko która ich część daje bardziej do myślenia? :p

  • OneDayStop.com - Asia i Maciek

    9 sierpnia, 2016

    Z drutów najlepiej pamiętam scenę, gdzie prowadzący pyta studenta:
    – A Ty który raz już tu poprawiasz?!!!
    A student ze stoickim spokojem:
    – Tym razem – ostatni!

    30tka zmusza do refleksji, przeglądu marzeń i zrobienia checklist: Done i To Do. I do zastanowienia się nad pracą vs marzeniami i tym, co dalej. Nam udało się poukładać w miarę życie zawodowe i podróżowanie, ale sporo jeszcze jest do dostrojenia. Jak to mówi powiedziało: „Zawsze może być lepiej”. Więc się staramy i życzymy wszystkim, by ich starania w wszelkich spełnianiu marzeń były jak najbardziej skuteczne (i odnosząc się do korpo: efektywne)!
    M.

    • Bartek

      9 sierpnia, 2016

      hahahaah 😀 😀 😀 Nasłuchałem się swego czasu trochę o historiach z „drutów” od znajomych 😉

      Dokładnie tak, no i najważniejsze, gdy człowiek ma świadomość pewnych rzeczy i stara się to wszystko sobie jakoś poukładać 🙂

  • Magda

    9 sierpnia, 2016

    Ja uważam, że 30. to świetny wiek, jak do tej pory mój ulubiony, zakładam, że to co najlepsze w życiu nadal przede mną – i jest łatwiej, bo teraz łatwiej mi kreować tę moją rzeczywistość, czyli tak jak mówisz: albo rzucić wszystko i jechać dookoła świata, paść owce w Bieszczadach, albo pracować w korpo, co kto lubi i co komu pasuje. Tylko trzeba mieć świadomość, czy to jest to, czego chcesz. A jeśli nie, to mieć odwagę i chęć dowiedzieć się, czego się chce 🙂

    PS „jako programista (pół dnia grasz w piłkarzyki, pół w kłejka)” – nooo, z tym niestety zgodzić się nie mogę 😉 a co do „zdawania egzaminów typu „kable”, „druty” i „16947061970134”” to forma „zdawania” pasuje tu idealnie, bo do tych samych egzaminów często podchodzi się po kilka razy, w kółko i w kółko, żaden uniwersytet nie zapewni Ci takich wrażeń 😉

    • Bartek

      9 sierpnia, 2016

      Magda, co byś powiedziała i tak nie zepsujesz mi obrazu programisty, który mam w głowie :p Egzaminy zdawane po parę razy?

      U nas miało się takie wrażenia, że jak nie zdasz egzaminu i poprawki to out :/ Z drugiej strony kiedyś mawiano, że łatwiej we Wrocławiu wypaść z tramwaju niż z WNSu 😉

  • Iri (Iri Sunshine)

    9 sierpnia, 2016

    Ale się uśmiałam! Niech żyje ironia:)
    Nie ma na co czekać, aż ktoś/coś zmieni nasze życie, tylko brać się w garść i spełniać marzenia, a te „ale” zostawić innym.

    • Bartek

      9 sierpnia, 2016

      😀 Dokładnie tak!

Podziel się swoją opinią