Skip to content

TropiMy Przygody


Blogowanie w podróży – przyjemność czy przeszkoda?

Wyjeżdżasz w długą podróż i wymyśliłaś/eś, że założysz blog. Twoje porady praktyczne pomogą wielu, spłynie na Ciebie splendor i sława, magazyny będą się biły o Twoje teksty i zdjęcia, a blog utrzyma w podróży Ciebie, Twoją rodzinę i jeszcze zostanie na waciki. Hola hola, nie tak prędko! Wcale nie jest tak różowo. Zanim więc wykupicie domenę i postawicie stronę, warto to dobrze przemyśleć i dowiedzieć się, jak to wygląda w praktyce. No to jedziemy!

Zacznijmy od tego, że blogowanie w podróży do łatwych nie należy. Chcesz opublikować wpis, ale internet nie pozwala załadować nawet strony. Postanowiłeś poświęcić dzień na pracę nad blogiem, ale poznałeś świetnego człowieka i wolisz z nim spędzić czas. No właśnie, ten cholerny CZAS. Przygotowanie jednego wpisu od początku do końca zajmuje dobrych kilka godzin. Zebranie materiału, napisanie wpisu, wybranie i przygotowanie zdjęć do publikacji, ogarnięcie wszystkich kanałów w mediach społecznościowych i promocja bloga to zajęcie spokojnie na pełen etat. Kiedy w takim razie znaleźć czas na podróż, skoro w podróży jesteśmy? Przecież nie jeździmy po to, żeby siedzieć non-stop przez komputerami. To możemy robić nie ruszając pupy z domowej kanapy.

Blogowanie w podróży
W hamaku zdecydowanie lepiej niż na kanapie 😉 Capurganá, Kolumbia

Plany vs. rzeczywistość

Przed wyjazdem mieliśmy piękny plan, że będziemy pisać w chwilach, w których nie mamy zbyt wiele innych rzeczy do roboty, czyli podczas wielogodzinnych podróży autobusami. Tyle że często jeździliśmy nocą, więc spaliśmy. Kiedy jeździliśmy za dnia, albo czytaliśmy książki albo spaliśmy (tzn. ja spałam, bo jazda autobusem zawsze mnie utula do snu). Rzadko kiedy chciało nam się wyciągać komputery (niekoniecznie mieliśmy ochotę pokazywać wszystkim dookoła, że je przy sobie mamy), a pisanie na telefonie do przyjemnych nie należy. I tak plan wziął w łeb. Dodatkowo, już na początku podróży padł mi w komputerze dysk (a kilka miesięcy później Bartkowi), więc przez jakiś czas nie miałam dostępu do komputera i zaczęła nam się tworzyć kolejka zdjęć do przygotowania i tekstów do napisania. Nigdy nie zaczęła maleć, bo tylko dorzucaliśmy do listy nowe pomysły, a czasu na pisanie wcale nie przybywało.

No i właśnie, nawet ten tekst jest świetnym przykładem tego jak wygląda blogowanie w podróży. Na pomysł tego artykułu wpadłam podczas jednego z wielogodzinnych przejazdów autobusem, gdzieś w Boliwii. W sierpniu 2016. Żeby nie było, że się mądrze, jak najlepiej prowadzić blog w podróży, postanowiłam podpytać też kilku innych blogerów, którzy byli w podróżach dłuższych niż pół roku (4ever Moments, Paczki w Podróży, Pojechana, Świat według Rostków oraz Z Ciekawością przez Świat). Poprosiłam ich o to od razu, zaplanowałam, że tekst zostanie opublikowany na blogu jakoś we wrześniu. Plany sobie, a rzeczywistość sobie… Część  artykułu powstała w październiku, a reszta… kilka dni temu. Pod koniec stycznia 2017! To chyba mój najdłużej tworzony tekst w historii bloga. Można więc powiedzieć, że opóźnienie to chyba najbardziej trafne określenie bloga pisanego przez pełnoetatowych podróżujących. Przynajmniej naszego. Ale do rzeczy, skoro na drodze tyle przeszkód w pisaniu, to jak połączyć blogowanie z podróżowaniem na pełen etat? I po co w ogóle blog prowadzić?

Blogowanie w podróży
A może takie biuro? 😉 Minca, Kolumbia

Podróż czy blog?

My od samego początku podróż postawiliśmy na pierwszym miejscu, bo jednak wyjechaliśmy, aby poznawać ludzi i kultury, a nie żeby spędzać czas z nosami w komputerach. Niby proste i na tym można by zakończyć rozważania. Nie zawsze jednak łatwo złapać ten balans, bo  można się zatracić w obu rzeczach: zdarzało nam się prawie spóźnić na umówione spotkanie lub zarezerwowaną atrakcję, bo pisaliśmy. I w drugą stronę: spędzaliśmy świetnie czas z nowo poznanymi osobami, więc zaplanowany wcześniej wolny czas na pisanie przeznaczaliśmy na poznanie ich. I nie żałujemy. Źle się czuliśmy, gdy ta szala przechylała się na rzecz pisania, bo mieliśmy wrażenie, że coś fajnego w podróży nas omija. Dlatego szybko odstawialiśmy komputery i ponownie skupialiśmy się na podróżowaniu.

Nie jesteśmy odosobnieni w naszym myśleniu, że to podróż jest ważniejsza od bloga, a ten jest ważnym, ale nie najważniejszym dodatkiem. Asia z 4ever Moments powiedziała mi: „przez 2 lata podróży chyba ani razu nie zrezygnowaliśmy z atrakcji podróży na rzecz bloga, wychodząc z założenia, że nie wszystko da się opisać i też nie wszystko trzeba opisywać. Mamy masę historii, które zostawiliśmy tylko dla siebie. Nie wyjeżdżaliśmy przecież, żeby prowadzić bloga, tylko korzystać z uroków świata, który stanął przed nami otworem. Priorytety ustawiliśmy jeszcze przed wyjazdem. Staraliśmy się pamiętać, że to nie dla bloga wyjechaliśmy. Chociaż było mnóstwo takich momentów, kiedy łapałam się na tym, że robiąc zdjęcia zastanawiałam się już, gdzie i jak wplotę je w tekst. W momencie, w którym wybierając kolejne miejsce, rozmyślaliśmy, czy to nada się na bloga, powiedzieliśmy sobie „Stop! Nie ta kolejność! Coś tracimy.” Podobnie uważa Sandra z bloga Świat według Rostków: „Blog jest dla nas ważny, ale nie najważniejszy. Jedziemy na koniec świata, żeby coś zobaczyć, poznać nową kulturę i ludzi, więc jeśli mamy do wyboru happy hour z grupą fajnych podróżników, a pisanie posta to zawsze wybierzemy to pierwsze”. Kasia z bloga Paczki w Podróży pamięta jak próbowała się skupić na pisaniu w hostelu w Boliwii: „w La Paz trafiliśmy do bardzo imprezowego hostelu. Wszyscy bawili się w barze, grali w bilard, ping-ponga, pili piwo, rozmawiali, a ja siedziałam sama w 16-osobowym dormitorium i pisałam wpis o Peru. Było tak głośno, że nie byłam w stanie się skupić. Po pół godziny prób, schowałam laptopa pod poduszkę i poszłam do ludzi. Sytuacji, kiedy zamiast poznawać nowych ludzi (a o to przecież w podróży chodzi), siedzieliśmy przed komputerem było mnóstwo, ale nie da się mieć wszystkiego. Blog dawał nam wielką satysfakcję, a i od ludzi trzeba czasem odpocząć”.

Blogowanie w podróży
Kominek, whisky i blog w zimowej Patagonii. Argentyna

Wyjątkiem jest tutaj Pojechana, która pisanie przedkłada nad podróż: „Dla mnie pisanie jest na pierwszym miejscu, nawet przed podróżowaniem, więc nie czuję tego jako „rezygnowania” z czegokolwiek, bo po prostu pisać lubię najbardziej. Tylko, że ja mam styl pracy zdecydowanie bardziej artystyczny niż redakcyjny, tzn. muszę mieć wenę. Jak wena przychodzi, to czasem nie wstaję od laptopa przez kilka dni, a jak na nią czekam, to mam czas na wszelkie inne przyjemności i aktywności”.

Z tego wszystkiego płynie jeden wniosek: ważne, aby ustalić sobie priorytety przed lub na samym początku podróży i wiedzieć, po co blog istnieje, dlaczego chcemy poświęcać na niego czas i w jakich proporcjach to robić.

Po co w ogóle blogować w podróży?

Odpowiedz będzie tyle, co blogerów. Ja piszę z kilku powodów. Po pierwsze: lubię pisać i dzielić się zdjęciami, bo serce mi się kraje, gdy lądują w przepastnej otchłani dysku komputera (i w kilku kopiach na innych dyskach i w chmurze. Nigdy nie wiesz, kiedy dysk odmówi dalszej współpracy). Blog jest więc dla nas platformą działań kreatywnych. Podobnie uważa Kasia (Paczki w Podróży): „w podróży byliśmy bardzo związani z naszym blogiem, szczególnie dla mnie był on bardzo ważny. Pomagał uporać się z tęsknotą, nadać cel tak długiej podróży, był przestrzenią kreatywną, w której spełniałam się literacko i artystycznie”.

Po drugie: ja mam zadatki na pracoholika, a do tego zarówno mnie, jak i Bartka działanie nakręca do kolejnego działania. Funkcjonujemy najlepiej wtedy, kiedy mamy dużo do zrobienia. A w podróży zazwyczaj nie ma zadań na dany tydzień, nie ma poczucia obowiązków do wypełnienia, które towarzyszyły nam nieustannie gdzieś od czasów podstawówki (oczywiście, wraz z upływem czasu obowiązki się zmieniały, ale były zawsze). Gdybyśmy nie mieli bloga, musielibyśmy znaleźć sobie jakiś inny „obowiązek”, bo inaczej zwariowalibyśmy od nadmiaru wrażeń i braku jakichkolwiek powinności.

Nie bez znaczenia pozostaje też odzew od was, naszych czytelników. Jakże ciepło się na sercu robi, kiedy dostajemy wiadomość, że kogoś zainspirowaliśmy do podróży albo nasz wpis praktyczny bardzo pomógł w planowaniu wyjazdu. To dodaje skrzydeł i utwierdza nas w przekonaniu, że nasze blogowanie w podróży ma sens. To samo nakręca Pojechaną: “w podróży czy stacjonarnie, największą przyjemność w blogowaniu czerpię z kontaktu z czytelnikami. Udało mi się zgromadzić wokół Pojechanej bardzo fajną społeczność, z czego jestem ogromnie dumna. Zdarza mi się otrzymać wiadomość w stylu: „dzięki za przewodnik po Pekinie, zatrzymaliśmy się w polecanym przez ciebie hostelu i spotkaliśmy tam innych Polaków, którzy zwiedzali miasto według twojego planu”- czy to nie super?”. No pewnie, że super! Blogerzy lubią, kiedy wymieniacie się z nimi swoimi opiniami i spostrzeżeniami: „cieszę się jak dziecko, kiedy widzę, że komuś spodobał się tekst lub okazał się pomocny” – mówi Asia (Z Ciekawością przez Świat). Także wiecie, piszcie do nas! 🙂

Blogowanie w podróży
A jednak kanapa 😉 Tyle że w stolicy Paragwaju

I wreszcie, blog jest świetną pamiątką z podróży! Wspomnienia spisane zostają na dłużej i zawsze można do nich wrócić. A za 50 lat pokazać wnukom, żeby zainspirować ich do podróżowania 🙂 Zresztą, ta sama motywacja do pisania przyświecała Rostkom i 4ever Moments. Asia założyła blog z myślą o rodzinie i znajomych, ale też dla nich samych, „żeby w jednym miejscu zebrać wspomnienia z podróży i zdjęcia”.

Ważne więc, żeby wiedzieć, po co ten blog istnieje. Dla wspomnień? Dla rodziny? Dla ujścia kreatywności? Niech to będzie ważny powód: taki który będzie motywował i dawał kopniaka, gdy będzie się odechciewało pisać.

Jak często publikować i co sprawia problemy w blogowaniu w podróży?

Regularne i częste publikowanie to pięta achillesowa nie tylko naszego bloga. Akurat teraz jest lepiej, bo prowadząc w Nowej Zelandii trochę bardziej regularny tryb życia niż w Ameryce Południowej, łatwiej nam nadrabiać ostatnie wpisy latynoamerykańskie, więc publikujemy średnio 6 wpisów miesięcznie. Ale nie zawsze tak było. A to nie było internetu (np. podczas rejsu Amazonką), a to te nieszczęsne dyski padły w komputerach, a to szkoda było czasu, bo coś ciekawszego mieliśmy do roboty (np. trekking w peruwiańskich Andach). I tak czas mijał, zaległości narastały, że będąc już trzeci miesiąc w Nowej Zelandii, na blogu jesteśmy jeszcze w Chile, z którego wyjechaliśmy we wrześniu 2016…

Blogowanie w podróży
W przerwie zwiedzania Cartageny, w bardzo fajnej kawiarni. Kolumbia

Ten sam problem miała Asia z 4ever Moments: „złapaliśmy pierwsze zaległości na samym początku już w Chinach, po kolei transsyberyjskiej. Potem ciężko było to nadgonić”. Sandra (Świat według Rostków) planowała publikować przynajmniej jeden wpis tygodniowo, ale też brak internetu czy kilkudniowe trekkingi tego założenia nie ułatwiały. Tutaj może pomóc planowanie, które Rostki próbowali uskuteczniać: “wpisy staramy się jednak przygotowywać z wyprzedzeniem i planować je na konkretne dni tygodnia”. Z kolei Asia (Z Ciekawością przez Świat) planowała publikować co najmniej jeden wpis na dwa tygodnie, a i to nie zawsze się udawało. Jednak nie wszystkim brak regularności przeszkadza. Ola (Pojechana) pisze, kiedy pisze: „średnio wychodzi 5-6 wpisów miesięcznie, ale z regularnością bywa różnie. Czasem piszę kilka postów pod rząd, bo akurat mam czas, natchnienie i dobry internet, czasami tygodniami nic nowego nie ukazuje się na blogu”. Znowu wychodzi więc na to, że… nie ma reguły ani złotej rady. Dobrym pomysłem jest planowanie wpisów z wyprzedzeniem, ale… wtedy trzeba je mieć napisane, a brak czasu na ich pisanie lub brak internetu (a czasem nawet prądu) skutecznie to uniemożliwia. I to są najczęściej wymieniane przez blogerów problemy w blogowaniu w trakcie podróży.

Gdzie ten hajs?

Prowadzenie bloga może być działalnością zarobkową na pełen etat, ale takich osób w polskiej blogosferze podróżniczej wciąż jest garstka i oni faktycznie pracują nad blogiem 40, a czasem i więcej godzin tygodniowo. Większość jednak robi to hobbystycznie i współprace są fajnym dodatkiem do bloga, a nie jego podstawowym zadaniem. No i ten hajs, i bartery nie spływają na blogera jak łaska z nieba, ale są efektem długiej (często wieloletniej), ciężkiej pracy nad jakością bloga i wieloma godzinami nauki nowych, niezbadanych ścieżek blogosfery, marketingu oraz dokształcania się w wielu różnych dziedzinach (np. techniczna strona bloga, tajniki fotografii, ogarnianie mediów społecznościowych). Więc hajsu z bloga tak od razu nie ma, a współprace (jeśli są) są miłym efektem ubocznym i czasami dorzucą coś do budżetu podróżniczego, a czasem pozwolą zaoszczędzić (współprace barterowe). Hajs raczej nie jest dobrą motywacją do prowadzenia bloga, bo szybko można się zniechęcić i rozczarować.

Blogowanie w podróży
A może tak wskoczyć do basenu zamiast pisać artykuły? 😉 Asunción, Paragwaj

Nie zamierzam nikogo do prowadzenia bloga w podróży zniechęcać, wręcz przeciwnie! Nie zamienilibyśmy prowadzenia bloga w podróży na nic innego! Blog daje ogrom satysfakcji, a kontakt z wami, z czytelnikami niezwykłą radość, że nasza praca i serce włożone w blog dociera do konkretnych osób, a nie przepada w czeluściach internetu. Piszcie więc blogi, ale pamiętajcie, że to bywa trudne, frustrujące i jest niezwykle czasochłonne. A CZAS to największy dar, jaki dostaje człowiek wyjeżdżający w długą podróż.

No to jak, lepiej pisać w podróży czy nie? Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami w komentarzach! A jeśli macie pytania dotyczące blogowania w podróży – pytajcie śmiało, postaramy się odpowiedzieć! 

[ezcol_1third]zarezerwuj lot[/ezcol_1third] [ezcol_1third]zarezerwuj nocleg[/ezcol_1third] [ezcol_1third_end]wypożycz samochód[/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!

37

  • Malwina Malisk

    26 listopada, 2017

    Pisać, pisać! Czekają Ci co chcą to czytać 😉

    • Bartek

      1 grudnia, 2017

      Robimy co w naszej mocy :p

  • Ewelina

    15 marca, 2017

    U mnie jest zwykle tak, że albo napiszę na czas albo czekam na „odpowiedni moment”. Przez to, tak samo jak Wy mam trochę do nadrobienia 🙂 Pozdrawiam!

  • Witek

    24 lutego, 2017

    Z drugiej strony może by tak w ogóle nie pisać żadnego bloga? Przed erą portali społecznościowych i internetu ludzie jeździli po świecie i żyli bez tego, co dzisiaj dla wielu jest oczywiste. Podróżnikami to są Marek Kamiński czy Tony Halik a nie masa amatorów. Dzisiaj panuje przekonanie, że każdy kto się spakuje, „rzuci pracę w korporacji”, jedzie stopem, pisze pseudofilozoficzne teksty jest podróżnikiem. Szczerze to jest męczące. Każdy zakłada bloga, są ich tysiące. Nikt nie zastanawia się czy ma coś ciekawego do przekazania, ludzie chcą na tym trzepać kasę. Warto zadać sobie pytanie czy pisanie bloga w ogóle ma sens. Po co się go pisze? Z chęci zaimponowania komuś? Pokazania gdzie się jest? Ja wolę zachować to dla swojej rodziny, bliskich i każdego, kto mnie o to zapyta. Można istnieć bez internetu, bez podróżowania szukając wi-fi i pisania o wszystkim co się robi. Każdy dzisiaj ma o sobie wielkie mniemanie. Wymyślacie jakieś bzdurne nazwy dla swoich stron czy blogów. Robicie z siebie podróżników a jesteście turystami. Nie odkrywacie nieznanych lądów, nie jesteście antropologami, nie chodzicie do wioski w środku dżungli by opisywać życie tubylców. Sama jazda stopem, spanie pod namiotem i pisanie o tym nie robi z nikogo podróżnika. Internet to w pewnym sensie zło odpowiadające za to, że dzisiaj mamy wysyp podróżników, fotografów, ekspertów. Dzisiaj każdy kto kupi aparat staje się fotografem ze swoją stroną.

    • Koralina

      26 lutego, 2017

      Dalej mnóstwo osób podróżuje bez ciągłego dostępu do internetu i pisania bloga. A wielu chce się dzielić swoimi przeżyciami, więc blogi zakładają – i nie ma w tym nic złego, skoro internet otwiera przed nimi takie możliwości. Faktycznie, jest wysyp ich w internecie i niektórzy zapewne zakładają blogi z myślą o zarobku, bo się im (mylnie) wydaje, jaka to łatwa i super płatna praca. Ja przytoczyłam w tekście moje powody prowadzenia bloga, więc nie będę ich powtarzać, ale dopóki bloger wie, po co prowadzi blog i sprawia mu to przyjemność, to dlaczego ma tego nie robić? Nie każdy musi czytać jego teksty, jeśli mu nie przypadną do gustu przecież. Każdy ma wybór, czy blog pisać czy nie i każdy ma wybór, czy go czytać czy nie. Nikt nikogo nie zmusza, więc jaki problem w tym, że blogów jest dużo i „każdy” pisze? Nie zauważyłam też, żeby blogerzy robili z siebie odkrywców lub antropologów, bo nie każdy podróżuje po to, żeby odkrywać to, co już dawno zostało odkryte.
      Oczywiście Marek Kamiński czy Tony Halik to wielcy i sławni podróżnicy, ale słownik definiuje podróżnika jako „osobę będącą w podróży, odbywającą podróże” i dla mnie osoby podróżujące dzisiaj również są podróżnikami. Jasne, styl podróży się zmienił, stały się niezwykle łatwe i dostępne dla wielu osób z naszej części świata.
      Pozdrawiam serdecznie z Nowej Zelandii!

  • Zew przygody

    6 lutego, 2017

    Z 7-tygodniowej podróży po Azji Płd-Wsch. zaległości nadrabiałam przez pół roku;) Obecnie już drugi miesiąc nadrabiam wpisy z 3-tygodniowej wyprawy po Andaluzji i Maroku… Życie blogera… Ale czerpię z tego ogrom satysfakcji;) Pozdrawiam Was!

    • Bartek

      7 lutego, 2017

      My jeszcze przez długi czas z 10 miesięcy w Ameryce Południowej się nie wykopiemy, a tu już 3 miesiące w Nowej Zelandii minęły o_O 🙂 Pozdrawiamy:)

  • Aga

    3 lutego, 2017

    My założyliśmy bloga dopiero przed wyjazdem w kilkumiesięczną podróż do Ameryki Łacińskiej, żeby rodzina i znajomi wiedzieli jak się mamy. Mimo, że dużo się przemieszczaliśmy i podróżowaliśmy z dwulatkiem to pisałam sporo. Może ne były to jakieś artystyczne wpisy, ale dzięki nim możemy teraz wracać pamięcią do pięknych chwil tam. No i jak się okazało, blog uratował nas przed całkowitą utratą zdjęć z podróży, bo padł nam dysk i straciliśmy wszystko co było tam zapisane więc zostały tylko zdjęcia wrzucone na bloga (ufff ;)). Frajda z pisania jest, ale roboty dużo więc szacun, że Wam się chce. A opóźnieniami się nie przejmujcie tylko bawcie się dobrze, a kiedyś nam o tym opowiecie ;-).

    • Bartek

      5 lutego, 2017

      W sumie Karolina też założyła tego bloga 8 lat temu, aby opisywać rodzinie i znajomym swoje życie w Finlandii i tak to się jakoś potoczyło 🙂 No i parę rzeczy się pozmieniało po drodze 😉 Oj tak, roboty dużo, trudno sobie pewnie wyobrazić, jak ktoś bloga nie prowadzi, praca na pół etatu, ale rzeczywiście daje sporo frajdy 🙂 Dzięki i pozdrawiamy 🙂

    • Bartek

      7 lutego, 2017

      Ten blog też początkowo (8 lat temu) był dla rodziny i znajomych tylko, gdy Karolina jechała na 4 miesiące do Finlandii 🙂 I to pewnie były piękne czasy, teraz co nadrabiamy ileś wpisów to kolejka do napisania powiększa się o jeszcze więcej do zrobienia 🙂

  • Aga

    3 lutego, 2017

    Fajny wpis! My parę lat temu pojechaliśmy na prawie 5 miesięcy do Ameryki Łacińskiej z naszym dwulatkiem. Bloga założyliśmy tuż przed wyjazdem. Jego funkcja była dwojaka – dzielić się z rodziną i znajomymi naszymi przygodami oraz mieć coś ala pamiętnik dla siebie na po powrocie. Blog był na poczatku bardzo toporny. Zero grafiki, zero promocji bloga. Nawet funpagea na fb nie mieliśmy! Ale mimo, że dużo się przemieszczaliśmy i to dzieckem to pisałam często. Czasem prosto i mało artystycznie ;), ale dzięki temu dzisiaj kiedy tęsknimy za ukochaną Ameryką mamy do czego wracać :). A przy okazji wyszła jedna mega cenna funkcja bloga. Straciliśmy wszystkie fotki z podróży! które były na dysku więc chociaż mamy te co w trakcie podróży wrzucaliśmy na bloga. Ufff :). Roboty jest dużo przy każdym poście więc super, że Wam się chce :). A opóźnieniami zupełnie się nie martwcie tylko bawcie się dobrze a kiedyś o tym jak było napiszcie ;).
    Pozdrawiam!
    Aga

  • Marcin Wesołowski

    2 lutego, 2017

    Mi wydarzyło się pisanie w podróży chyba tylko w Azerbejdżanie. Od czasu do czasu można! 🙂

    • Koralina

      3 lutego, 2017

      Też czasem chętnie byśmy zostawili pisanie tekstów na „po powrocie”, ale nie wiadomo, kiedy wrócimy 😉

  • łukasz kędzierski - podróże i fotografia

    1 lutego, 2017

    Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie o priorytety. Jedni w czasie podróży są tak bardzo skupieni na tym, aby czytelnik miał prawie relację „online” i pokazują każdy swój krok, każdy kęs jedzenia, każdy wydany grosz – nie wiem kiedy oni mają czas aby nacieszyć się tym swoim podróżowaniem, aby doświadczyć czegoś więcej niż „zaliczenie” kolejnej atrakcji.
    Lubię włóczyć się powoli, swoim tempem, aby mieć czas na zobaczenie, na obejrzenie, na doświadczenie i wzięcie udziału we wszystkim co mnie otacza. Dopiero później będzie relacja lub artykuł o tym co się wydarzyło, jeżeli uznam że chcę się tym podzielić z moimi czytelnikami.
    Sam jak wiecie w trakcie podróży prowadzę „zapiski z podróży”, czyli krótkie kilku zdaniowe wzmianki o tym co się działo danego dnia, aby czytelnicy, lecz przede wszystkim znajomi i rodzinka wiedziała, że wszystko jest w porządku, że mamy co jeść i gdzie spać :), lecz nawet zapiski z podróży zawsze są na drugim miejscu.
    Na pierwszym miejscu zawsze jest „tu i teraz” – bo inaczej dla mnie nie miałoby to sensu.

    Co innego podróż trwająca wiele miesięcy, lat. Wtedy należy wręcz pisać +/- z małym opóźnieniem, lecz mam wrażenie że wtedy nie jest to kosztem czegoś. To tak jak w normalnym życiu – dzisiaj zamiast wieczorem spędzę czas przy książce, to będę pisał artykuł na bloga – wszystko jest kwestią wyboru – nie robię tego bo muszę, robię to bo lubię 🙂
    trochę się rozpisałem 🙂

    • Koralina

      1 lutego, 2017

      Dokładnie! Całkowicie się z Tobą zgadzam 🙂 Podczas krótkich wyjazdów też nigdy nie traciliśmy cennego czasu na pisanie, tylko cieszyliśmy się wyjazdem, a nadrabialiśmy po powrocie. A teraz, tak jak piszesz, pisanie i podróż jest po prostu częścią codziennego życia.

  • Michal Malko

    1 lutego, 2017

    Szczera prawda z tym blogowaniem 🙂 najgorsze jest to że czasem się kompletnie nie chce nic wyskrobać. Po prostu nie ma weny i tyle. Jak zaczynaliśmy prowadzić naszego bloga to staraliśmy się pisać regularnie, trochę na siłę. Teraz z doświadczenia już wiemy, że to nie ma sensu bo ma to być przede wszystkim przyjemność a nie kara. Jako że na blogu nie zarabiamy i nie jest to źródło naszego utrzymania możemy spokojnie pozwolić sobie na nie pisanie nawet przez miesiąc. Stanie się coś? No nie… To jest właśnie dla nas największy plus prowadzenia bloga hobbystyczne.
    Co do pisania w podróży to wprawdzie nie mieliśmy jeszcze okazji podróżować przez kilka miesięcy ale z własnego doświadczenia wiem, że raczej końmi by nas nie zaciągneli przed komputer po całym dniu wypełnionym atrakcjami i zwiedzaniem, a przy małej Madzi to wręcz impossible. 🙂
    Pozdrawiamy Małki

    • Koralina

      1 lutego, 2017

      No tak, z dzieckiem to jeszcze inna bajka 🙂 Też uważamy, że nie ma co na siłę pisać wspisów, bo nie dość że się człowiek namęczy podczas pisania, to jeszcze te wpisy źle się czyta – czuć kiedy jest on wymęczony, a kiedy napisany z żywym zainteresowaniem 🙂
      pozdrowienia!

  • Wolves On The Road

    1 lutego, 2017

    To wcale nie jest łatwe i w tym roku postanowiliśmy się z tym poprawić 😉 Przed pierwszym wyjazdem planowałam pisać niemal każdego dnia haha wyszło jak wyszło 😛

    • TropiMy Przygody

      1 lutego, 2017

      Wow, niezłe założenie – każdego dnia 😀

  • Ulek w Podróży

    1 lutego, 2017

    na pewno pisanie bloga czy prowadzenie nawet fb w podróży do najłatwiejszych nie należy. Ciężko o sieci wi-fi itd… To wyzwanie, ale też wspaniałe uczucie, kiedy na bieżąco można podzielić się swoimi wrażeniami.

    • TropiMy Przygody

      1 lutego, 2017

      Prawda, nie zawsze jest łatwo, ale sporo satysfakcji to przynosi 🙂

  • Marzena Wystrach Marchowska

    1 lutego, 2017

    podczas naszej pierwszej, najdłuższej dotąd podróży do Am.PD nie blogowaliśmy praktycznie w ogóle. Czego później z jednej strony bardzo żałowałam, a z drugiej przynajmniej mieliśmy święty spokój :). Nigdy blog nie był ponad podróże (w sensie nie mam żadnego problemu jechać gdzieś, gdzie nie będę mogła pisać na blogu tygodniami). ALE, pisanie stawiam na równi z podróżami i stety/niestety w większości przypadków wybiorę pisanie ponad imprezowanie. Zupełnie nie czuję, że coś przez to tracę, bo pisanie mnie uspokaja, rozwija i po prostu sprawia przyjemność 🙂

    • TropiMy Przygody

      1 lutego, 2017

      No i najlepiej! Najważniejsze właśnie to ustawić priorytety i wiedzieć, co i dlaczego robimy 🙂

  • Aleksandra Świstow

    31 stycznia, 2017

    Boski podtytuł „gdzie ten hajs” ????

    • Koralina

      1 lutego, 2017

      Dzięki 🙂 To może Ty wiesz gdzie? 😛

  • niesmigielska

    31 stycznia, 2017

    dla mnie niewykonalne, albo rybki albo pipki 😉 w podrózy dochodziła jeszcze taka odraza wręcz do korzystania z komputera do celow innych niż obejrzenie serialu pod namiotem albo poczytanie wieści z kraju i trochę bezmyślnego scrollowania. nie mowiąc o tym, że obrabianie zdjęc na laptopie to nie to samo co duży monitor w domu. okazalo się, że mogłam nie blogować 3 miesiące i nie umarlam od tego – ale Was i tak podziwiam, że nadal publikujecie.

    • Koralina

      1 lutego, 2017

      Widzisz, a u nas i rybki i pipki 😉 Fakt, bardzo mnie bolało na początku jak musiałam się z 24″ monitora na 13″ w laptopie przerzucić… Ale już się przyzwyczaiłam 🙂 My byśmy na nudę padli, gdybyśmy sobie czegoś regularnego do roboty nie wymyślili, więc wciąż publikujemy 🙂

  • Grażyna Wudniak

    31 stycznia, 2017

    Piszcie , piszcie bo ja już jestem uzależniona od waszych tekstów 😉 I tylko wyczekuję 😀 … Oczywiście dla wspomnień <3 Dla rodziny <3

    • TropiMy Przygody

      1 lutego, 2017

      Dziękujemy! :*

  • Archeopasja

    31 stycznia, 2017

    Oj tak zgadzam się. Czasem bywa nawet stresujące. Ja przez 8 miesięcy w Brazylii napisałam niewiele mimo, że długo siedziałam zwyczajnie na tyłku w SP i teraz nadrabiam zaległości, mimo, że to już nie to samo 🙂

    • TropiMy Przygody

      1 lutego, 2017

      To też prawda, że zupełnie inaczej się pisze „na gorąco”, a inaczej z perspektywy czasu 🙂

  • Ola PG

    31 stycznia, 2017

    Nam zaczęło przeszkadzać, więc olaliśmy:) A w głowie wciąż mam wpisy z Maroka, haha;)

    • Agnieszka Sztandera

      31 stycznia, 2017

      O rety, to nie tylko ja mam w głowie wpisy z paru lat (i podróży) wstecz? 😀 Ufff!

    • Ola PG

      31 stycznia, 2017

      Agnieszka, spoko my zawsze możemy zwalić na dzieci;)

    • TropiMy Przygody

      1 lutego, 2017

      Agnieszka absolutnie nie jesteś osamotniona! 🙂 Ola no my takiej wymówki jeszcze nie mamy 😉

  • Iza Zawadzka

    31 stycznia, 2017

    Ja nie umiem, ograniczam się zazwyczaj do wrzucenia fotek na FB. Choć raz chyba mi się udało skrobnąć coś z Bułgarii.

    • TropiMy Przygody

      1 lutego, 2017

      A na ile wyjeżdżasz? Bo my przy krótkich wyjazdach też nie pisaliśmy, bo nam było szkoda czasu. Nadrabialiśmy po powrocie. Ale w długiej podróży tak nie ma 🙂 I wtedy albo blog się pisze albo z niej rezygnuje 🙂

Podziel się swoją opinią