Skip to content

TropiMy Przygody


Jezioro Titicaca – tam, gdzie urodziło się słońce

Jezioro Titicaca – tam, gdzie urodziło się słońce

Jezioro Titicaca było wysoko na naszej liście miejsc do zobaczenia. Sama nie wiem dlaczego. Gdzieś w głowie tkwiło od dawna pod hasłem: „najwyżej położone jezioro żeglowne świata”. Powód dziwny do jego zobaczenia jak każdy inny. A jednak wystarczający. Nie mogło więc zabraknąć jeziora Titicaca na trasie naszej podróży po Ameryce Południowej.

Jezioro Titicaca to największe jezioro w Ameryce Południowej (pod względem powierzchni lustra wody i jej objętości) i, jak już wspomniałam, najwyżej położone jezioro żeglowne świata, wszak leży na wysokości naszych półtora Rysów (3 812 m n.p.m.). Przez jezioro przebiega fragment granicy Peru i Boliwii i tak oba kraje mają swoje nadjeziorne kurorty: Peru – Puno, a Boliwia – Copacabanę.

Copacabana

Copacabana to takie boliwijskie Mrzeżyno. Mnóstwo knajpek, barów, hoteli i turystów. Są łódki i bary ze świeżą rybą na wybrzeżu jeziora Titicaca. Są nawet rowery wodne (w kształcie gigantycznych łabędzi! Do dziś nie wiemy, dlaczego się nimi nie przepłynęliśmy), choć nie widzieliśmy, żeby ktokolwiek na nich pływał. Z tego co słyszeliśmy i czytaliśmy, to Puno jest podobne, tylko po drugiej stronie granicy. Z Puno można popłynąć na słynne pływające wyspy, które leżą po peruwiańskiej stronie jeziora. My zdecydowaliśmy się na wizytę w jednym z tych kurortów, z premedytacją odpuszczając wizytę na pływających wyspach (o czym poniżej). Zostaliśmy w Copacabanie. Co tam robiliśmy? Pracowaliśmy, relaksowaliśmy się (m.in. piwem o pięknej nazwie „Judasz”) i popłynęliśmy na Wyspę Słońca.

Pomimo swojej pozornej nieciekawości, warto w Copacabanie pójść na miejscowy malutki targ, zjeść obiad za 5 zł (czyli o połowę taniej niż w restauracyjkach na głównym deptaku) i podpatrzeć rytm życia mieszkańców. Jeszcze lepsze doznania przyniesie niedziela. Wszak w niedzielę pod Katedrę (zbudowaną w 1619 roku, obecna wielka bryła jest z 1805) zjeżdżają się Boliwijczycy, podobno z całego kraju, swoimi nowo nabytymi samochodami, żeby je… poświęcić. Czym się święci auta? Oczywiście, że nie wodą święconą, ale… szampanem. Samochód należy oblać, resztę szampana wypić i koniecznie zrobić sobie zdjęcie przed autem. Dopiero po tym rytuale można nim bezpiecznie jeździć. Samochody są przystrojone, ich właściciele odświętnie ubrani, odpustowe stragany z kiczowatymi pamiątkami zapełniają rynek. Jest głośno, muzycznie, tłoczno, przaśnie, odpustowo. To jedno z najdziwniejszych wydarzeń, w jakim uczestniczyliśmy w Ameryce Południowej. Warto, oj warto to przeżyć!

Tam, gdzie urodziło się Słońce

Jako że jezioro Titicaca jest całkiem spore, to są na nim wyspy. Jest ich kilka, a największa z nich nosi nazwę Isla del Sol (Wyspa Słońca). Dlaczego? Ponieważ to właśnie tutaj urodziło się Słońce. A przynajmniej tak mówi inkaska legenda. Bóg Viracocha, który stworzył wszechświat wyłonił się właśnie z wód jeziora Titicaca i w tym miejscu stworzył Słońce. Także gdybyście kiedyś się zastanawiali, skąd się słońce wzięło, to już wiecie 😉 A tak zupełnie serio mówiąc, to wyspa jest fantastycznym miejscem na relaks z dala od boliwijskiego zgiełku życia codziennego. Jak nie w Boliwii, tu jest cisza i spokój, spokój i cisza. Nie ma samochodów, nie ma hałasu, nie ma zbyt wielu ludzi (poza turystami i nielicznymi mieszkańcami).

Żeby przejść wyspę z jednego końca na drugi potrzeba kilku godzin spokojnego marszu. Troszkę pod górę, troszkę w dół, ale nie wymaga to nadzwyczajnego wysiłku. Za to daje piękne widoki po drodze i trochę spokoju. Wprawdzie trasa jest licznie uczęszczana, ale grupa wychodząca z łodzi szybko się rozbija i każdy idzie własnym tempem, co jakiś czas mijając innych turystów. Co czeka na końcu? Druga wioska, w której zostajemy na noc. W nagrodę możemy podziwiać piękny zachód słońca nad po jednej stronie wyspy i wschód słońca (tak, wstaliśmy!) po drugiej. Warto, oj warto zostać na Isla del Sol na noc, choćby dla tego zachodu i wschodu słońca nad jeziorem Titicaca, z widokiem na piękne boliwijskie pasmo górskie Cordillera Real. Piszemy o tym, bo wiele osób przypływa do Challapampy (na północy wyspy) lub Yumani (na południu), przechodzi tych kilkanaście kilometrów i odpływa łodzią z powrotem do Copacabany lub płynie na jeszcze mniejszą wysepkę Isla de la Luna (Wyspa Księżyca). A zostając w wiosce na noc można odpocząć i się wyciszyć, bo niewiele tu jest do roboty. Nam się bardzo podobało!

Pływające Wyspy

Na jeziorze Titicaca unoszą się małe wysepki (Islas flotantes de los uros) zbudowane z oczeretu (roślina wodna, takie szuwary). Z tego samego oczeretu zbudowane są domki na wyspach. Dawno dawno temu mieszkała tu ludność Uro, która władała też własnym językiem. Zaczęli się żenić z ludem Aymara zamieszkującym stały ląd i tak zaginął język (uwaga – nie żeńcie się z Ajmara, bo też skończycie bez jakiejś części waszego ciała), ale potomkowie wciąż żyli na wyspach. Z Puno wypływa codziennie całkiem sporo łodzi, żeby pokazać zainteresowanym z całego świata prawdziwe, autentyczne życie ludu Uru na pływających wyspach i ich codzienne zwyczaje. Co to w praktyce oznacza? Pokazy tańca, przebieranki w tradycyjne stroje i sprzedaż masowo produkowanych pamiątek – och, chciałam napisać – tradycyjnego rękodzieła wytwarzanego na miejscu. Pięknie przygotowane show dla turystów. Niewiele to ma wspólnego z autentycznym życiem mieszkańców wysp, doświadczaniem i współdzieleniem tej autentyczności. Słyszeliśmy nawet (choć nie wiem ile w tym prawdy), że na wyspach tak naprawdę mało kto mieszka (może poza pracownikami nielicznych hotelików) – wszyscy przypływają z Puno przed turystami i po nich wypływają z powrotem do swoich domów na stałym lądzie. Podkreślam – nie mam pojęcia ile w tym prawdy. Tak czy siak, sporo o pływających wyspach czytaliśmy, rozmawialiśmy z różnymi osobami w Peru i długo zastanawialiśmy się, czy tam popłynąć. W końcu zdecydowaliśmy, że nie chcemy oglądać tego cyrku, spektaklu czy show (jak zwał tak zwał), bo nie takiej autentyczności szukaliśmy podczas naszej podróży po Ameryce Południowej. Czy dobrze wybraliśmy? Nie wiem, ale jeśli ktoś z was się zdecyduje, dajcie znać, chętnie poznamy relację! 🙂

jezioro Titicaca
Tak wyglądały tradycyjne łodzie używane przez mieszkańców pływających wysp

Szukacie innych, ciekawych miejsc w Boliwii? Zajrzyjcie na stronę o Boliwii na naszym blogu!

No dobra, zatem co powinniście wiedzieć, jeśli planujecie zobaczyć jezioro Titicaca?

Informacje praktycznie

  • Do Copacabany można dojechać choćby z Cusco w Peru (z przesiadką lub przynajmniej dłuższym postojem w Puno. Najlepiej jechać autobusem nocnym, bo podróż trochę trwa) lub z boliwijskiego La Paz. Autobus z Cusco powinien kosztować ok. 60 soli (jakieś 70 zł), a z La Paz – ok. 25-30 bolivianos (jakieś 15 zł). Granica peruwiańsko-boliwijska jest szybka i bezproblemowa. Najlepiej nie wymieniać pieniędzy w kantorze, przy którym zatrzymuje się autobus, ponieważ mają kiepski kurs. Lepiej poczekać do Copacabany. Przy wjeździe do Copacabany pobierana jest opłata „ingresso al santuario” (1 sol lub 2 bolivianos), aczkolwiek czytaliśmy później, że to oszustwo i taka opłata nie powinna być pobierana. Z kolei jadąc z La Paz lub do La Paz, należy pamiętać o przeprawie promowej, która jest dość osobliwa. Autobus wjeżdża pusty na specjalne barki, a pasażerowie płyną małymi łódkami osobno. Przeprawa kosztuje 2 bolivianos, bilety kupuje się w kasie. Po wyjściu z łódki należy pilnować swojego autobusu i wsiąść do niego, bo często zdarzają się zagubieni pasażerowie, którzy wsiedli do złego autobusu. A to trochę kłopot, bo główne bagaże zostają w luku na czas przeprawy promowej. Bagaż podręczny ze wszystkimi cennymi przedmiotami należy zabrać ze sobą, bo łatwo o zgubę (czytaj więcej o bezpieczeństwie w Ameryce Południowej).
  • Noclegi w Copacabanie można znaleźć szybko, bo hoteli i pensjonatów jest tam od groma. Nam udało się zostać nad samym brzegiem jeziora z widokiem na nie za 35 bolivianos za pokój ze śniadaniem, co było naprawdę świetną ofertą! Warto negocjować cenę i sprawdzać, jak działa internet. Jeśli chcecie się zorientować w cenach wcześniej, sprawdźcie je tutaj
  • Na wyspę Isla del Sol wszystkie łodzie wypływają dwa razy dziennie: ok. 8 rano i ok. 13. Bilet powinien kosztować ok. 30 bolivianos w dwie strony, można go kupić bezpośrednio w porcie lub w jednej z agencji na głównym deptaku. Można kupić bilet w obie strony od razu lub powrót kupić bezpośrednio przed wypłynięciem z Wyspy Słońca, szczególnie jeśli wypływa się z drugiej miejscowości na wyspie (my przypłynęliśmy na północ, a wypływaliśmy z południa*). Polecamy tę opcję, bo z nami płynęła dziewczyna, która miała wykupiony bilet powrotny na łódź innej firmy, która odpłynęła wcześniej, więc była zmuszona kupić nowy bilet…
  • Najtańsze noclegi na Isla del Sol są nieco droższe niż w Copacabanie, pokój dwuosobowy powinien kosztować ok. 60 bolivianos. My zostaliśmy w malutkim Hostal Wara Uta, gdzie przemiła właścicielka oprócz kilku pokoi ma również małą restaurację dla gości. Specjalnie dla Bartka przygotowała danie wegetariańskie spoza menu, a dla mnie bardzo dobrą rybę. A do kolacji mieliśmy widok na zachód słońca nad jeziorem z jednej strony, a rano musiałam tylko wychylić się z pokoju, żeby podziwiać wschód. Polecamy! 
  • Na wyspie nie ma zbyt wielkiego wyboru w sklepikach, o czym warto pamiętać zostając tam na noc i zaopatrzyć się w prowiant w Copacabanie. Jest za to kilka restauracyjek i prawie każdy pensjonat ma też swoją małą stołówkę, a gospodyni chętnie przygotuje posiłek, również wegetariański spoza karty.
  • Społeczności mieszkające na Isla del Sol potrafią dobrze wykorzystać obecność turystów. W Challapampa należy uiścić 10 bolivianos opłaty za zobaczenie niedalekich ruin (nawet jeśli się je omija opłatę trzeba uiścić, bo nie zostaniemy wpuszczeni na szlak). Później, społeczność z Challa leżącej w centralnej części wyspy pobiera 15 bolivianos za przejście przez ich teren (choć można iść ścieżką, która wcale nie przechodzi przez wioskę, ale checkpoint na trasie do pobrania opłaty jest). Ostatnia opłata to kolejne 15 bolivianos za wejście na teren Yumani. Łącznie wychodzi 40 bolivianos od osoby za możliwość bycia na wyspie.

*Informacja od czytelniczki z początku maja 2016: mieszkańcy północnej części wyspy (Challa) obecnie nie życzą sobie turystów i można popłynąć tylko do Yumani na południu wyspy.

*ceny z czerwca 2016 roku.

Jak wam się podoba Jezioro Titicaca? Byliście, planujecie? Podzielcie się z nami w komentarzach!

[ezcol_1third]zarezerwuj lot[/ezcol_1third] [ezcol_1third]zarezerwuj nocleg[/ezcol_1third] [ezcol_1third_end]wypożycz samochód[/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!

4

  • wyprawa do peru

    27 czerwca, 2017

    Czytałam twoją relację z zapartym tchem i przez moment mogłam się poczuć jakby znowu tam była. Przepiękne zdjęcia!

    • Koralina

      28 czerwca, 2017

      Dziękuję bardzo za miłe słowa! Cieszę się, że pomogłam przenieść się nad jezioro 🙂

  • lostintravellingblog

    5 maja, 2017

    Update z przed tygodnia: Konlikt południowej i północnej części wyspy Słońca. Mieszkańcy północy nie życzą sobie więcej turystów, więc nie ma możliwości dostania się na tą część wyspy. Noclegi na południu można znaleźć nawet za 30 boliwianos za noc (sprawdzone osobiście :)). Bilet kosztuje 30 boliwianos w dwie strony.

    • Koralina

      5 maja, 2017

      O dzięki! Nie wiedzieliśmy, już aktualizuję 🙂

Podziel się swoją opinią