Skip to content

TropiMy Przygody


Jak przygotować się na trekking w Nowej Zelandii?

Pierwsze skojarzenie z Nową Zelandią? Władca Pierścieni, wiadomo. A kolejne? Góry, lasy, jeziora, malownicze, sielskie krajobrazy, jeszcze więcej gór. Natura. Nie dziwi więc, że jedną z popularniejszych aktywności turystów jest łażenie po tych wszystkich górach. Ale jak przygotować trekking w Nowej Zelandii, żeby było to wrażenie niezapomniane nie tylko dla naszego portfela, ale również dla nas?

Dlaczego warto wybrać się na trekking w Nowej Zelandii?

Może zacznę, odwracając pytanie: dlaczego nie warto wybrać się na trekking w Nowej Zelandii? Bo jest super drogo, no i na końcu świata. Ok, przebrnęliśmy przez wszystkie przeciw, przejdźmy do za. Nowa Zelandia poraża odwiedzających nagromadzeniem różnych, niewiarygodnie pięknych krajobrazów na stosunkowo małej przestrzeni. Kraj mniejszy niż Polska jest nimi po prostu naszpikowany. Jadąc autem jednego dnia możemy znaleźć się w wielu różnych strefach i „częściach świata”. Taka podróż dookoła globu bez opuszczania Nowej Zelandii.

Fani trekkingu większość czasu spędzą pewnie na Wyspie Południowej, gdyż to tu znajduje się najwięcej najatrakcyjniejszych tras w kraju. Ok, Wyspa Północna też ma swoje miejsca, których nie warto ominąć, jak Taranaki czy Tongariro, ale to Alpy Południowe (Kā Tiritiri o Te Moana) ciągnące się przez całą zachodnią część Wyspy Południowej to prawdziwy raj dla fanów szwendania się po górach.

Dodatkowym atutem przemawiającym za wyborem trekkingu w Nowej Zelandii jest fakt, iż najbardziej malownicze trasy w kraju nie są przeznaczone jedynie dla ekspertów górołaztwa. Nowozelandczycy uwielbiają ułatwiać trasy poprzez budowanie mostków, kładek, schodów na sam szczyt (choć to ułatwienie mocno dyskusyjne) i różnego rodzaju ścieżek wyniesionych nad grunt. Ale o tym poniżej.

Trekking w Nowej Zelandii – jak wybrać najlepszy dla siebie?

Szlaki górskie w Nowej Zelandii są nieco inaczej zorganizowane niż w Polsce. Brakuje tu zazwyczaj kilku szlaków, którymi możemy dojść do jednego miejsca (np. szczytu), a które łączą się z innymi szlakami i stwarzają możliwość dowolnego układania trasy zarówno długiego, jak i krótkiego wypadu.

Szlaki jednodniowe w Nowej Zelandii to zarówno szlaki górskie (trekkingowe), jak i bardziej spacerowe. Zazwyczaj na ich pokonanie potrzebujemy od 20-30 minut do 6-8 godzin. Bardzo często są to pętle (lub pojedyncze szlaki w jednym kierunku z takim samym powrotem) nie połączone z żadnym innym szlakiem, czasami posiadają nieliczne odgałęzienia. Jeśli chcemy pokonać więcej niż jeden z krótkich szlaków dziennie potrzebne będzie w wielu przypadkach auto, gdyż pomiędzy nimi przejście może utrudniać nam… prywatny teren odgrodzony płotem. Niestety, ziemia w Nowej Zelandii jest w większości sprywatyzowana, dotyczy to również sporej części gór. Wiele szlaków prowadzi przez prywatne tereny właśnie, zazwyczaj zamienione w pastwiska. Ale to temat na osobny wpis.

Do wyboru na trekking w Nowej Zelandii mamy również trasy parodniowe, zazwyczaj od 2 do 4 dni (choć są oczywiście i dłuższe). Te najbardziej atrakcyjne/turystyczne/popularne to tzw. Great Walks. W sezonie przejść je w całości można (legalnie) tylko z wykupionym noclegiem w jednej z chatek/schronisk (30-65$ za miejsce na łóżku piętrowym!!!) lub polu namiotowym (20$). Poza sezonem jest taniej i nie obowiązuje rezerwacja miejsc. Kto pierwszy przyjdzie, ten ma łóżko. Poza Great Walks w kraju znajdziecie więcej szlaków kilkudniowych, wytyczanych głównie przez DOC – na ich stronie szukajcie też dokładnych opisów szlaków. Dosyć dokładne mapy topograficzne znajdziecie również na stronie topomap.

Co najbardziej może zdziwić, gdy spojrzycie na mapy turystyczne jakiegoś regionu, np. Mount Cook? To, jak mało krótkich i długich szlaków jest tam wytyczonych. Jednocześnie tutejsze góry naszpikowane są chatkami (huts), zazwyczaj bardzo podstawowymi, gdzie znajdziecie jedynie parę łóżek piętrowych i przy odrobinie szczęścia kozę na drewno. Chatki funkcjonują na zasadzie dobrowolnej (sugerowanej) darowizny. O ile Nowa Zelandia bardzo ogranicza turystykę górską dla amatorów tego sportu (poprzez niewielką ilość wytyczonych szlaków), o tyle może być rajem dla nieco bardziej zaawansowanych górołazów. Mając dobrą mapę (część tras jest nawet zaznaczona, ale nieopisana na poziomicowych mapach DOCu) i odpowiednio rozplanowując trasę pomiędzy tymi chatkami (chyba że mamy namiot i odpowiednią pogodę) możemy sami wymyślić sobie trasy trekkingu lub iść sugerowanymi ścieżkami, gdzie zazwyczaj jedynie rzadkie pomarańczowe tyczki wbite w ziemię utwierdzają nas, że idziemy w dobrym kierunku.

Wybór rodzaju trasy powinien oczywiście zależeć od naszych umiejętności, doświadczenia i pewności siebie. Pamiętać należy, aby każde dłuższe wyjście w góry (z minimum jednym noclegiem) złościć w najbliższej siedzibie DOCu.

Tanie bilety lotnicze do Nowej Zelandii

Zdecydowani na trekking w Nowej Zelandii? Zanim sporządzicie dokładny plan podróży warto spędzić trochę czasu na poszperaniu w sieci i znalezieniu najtańszego możliwie połączenia lotniczego. A tanio nie będzie, w końcu Nowa Zelandia to najdalej położony od Polski kraj świata! Nie dolecimy tu może w tak kosmicznie niskich cenach jak da się upolować do Ameryki Południowej czy Azji, ale już 2 500 – 3 000 złotych nie jest nierealne. Spora szansa, że będzie drożej, ale na spełnianie marzeń warto odkładać systematycznie, zmieniając nieco swoje priorytety, no nie?

W znalezieniu najtańszych biletów pomóc wam może również nasz prywatny ranking najtańszych wyszukiwarek połączeń lotniczych.

Noclegi w Nowej Zelandii

Nowa Zelandia to drogi kraj, dla wielu osób zarabiających w złotówkach mieści się gdzieś na skali pomiędzy rezerwami złota Stanów Zjednoczonych a Billem Gatesem 😉 Wszystko jest drogie, w tym noclegi, dlatego najlepiej sprawdzić sobie z wyprzedzeniem, czego możemy się spodziewać. Oczywiście tańszą opcją będą noclegi na campingach, zarówno w wypożyczonym aucie, jak i namiocie.

Jak dobrać odzież na trekking w Nowej Zelandii?

W zależności od pory roku należy odpowiednio dobrać odzież, bo to nie tylko kwestia naszego komfortu, ale również zdrowia i życia. Banał? Wyolbrzymianie tematu? Ktoś może tak powiedzieć. Z drugiej strony nie tak dawno (w środku zimy) w regionie Nowej Zelandii, w którym obecnie mieszkamy ściągano ze szlaku wysokogórskiego turystę, który wybrał się tam… w adidasach. W zimie. Wiecie, akcja ratownicza, helikopter i te sprawy. Pieniądze wydane na pokrycie kosztów pozwoliłyby mu pewnie skompletować odpowiedni ubiór na niejeden sezon.

Kurtki

Na wyjazd zdecydowaliśmy się na dwa różne systemy, aby sprawdzić, który okaże się leszy na bardzo zmienne warunki pogodowe w Nowej Zelandii.

Karolina: Myśląc głównie o sezonie jesienno-zimowym Karolina w podróż zabrała kurtkę Softshell Regatta Clearwater wraz z cienką podpinką puchową (pozostałej z poprzedniej kurtki zgubionej gdzieś w argentyńskim regionie Misiones w drodze na Wodospady Iguazu), która oprócz docieplenia softshella przy większych mrozach, stanowić miała alternatywę dla kurtki przy cieplejszej pogodzie. Ta opcja daje jej całkiem dobre zabezpieczenie w zimne dni, zarówno przy niskiej temperaturze (kurtka jest od wewnątrz w całości wyścielona tzw. „misiem”. „Miś jest najlepszy!” – mówi żona), jak i przy wietrze dzięki wiatroszczelnej membranie. Nie dość, że kurtka dobrze chroni od zimna i wiatru, to jeszcze charakteryzuje się niezłą „oddychalnością” oraz jest wodoszczelna, choć my dodatkowo użyliśmy impregnatu. Do tej pory nawet w największym deszczu jeszcze ani razu nie przemokła. Jedynym malutkim minusem jest brak daszka w kapturze, co przy dużym deszczu obniża komfort, bo Karolinie pada na twarz i okulary. A wycieraczek do okularów moja żona jeszcze nie ma. Generalnie. Karolina jest bardzo zadowolona ze swojej kurtki. Sam  również rozważałem podobną kurtkę softshellową z „misiem” od środku, zanim ostatecznie zdecydowałem się na swoją opcję.

Bartek: na podróż do Nowej Zelandii zdecydowałem się zabrać cienką, silnie wodoodporną kurtkę Regatta Ravenscliff, a do tego, żeby było mi cieplej w czasie zimy – kurtkę puchową oraz polar. Zaletą tego systemu jest to, że różne kombinacje wyżej wymienionych 3 warstw zapewniają mi odpowiedni komfort przez cały okres jesień/zima/wiosna. Sama kurtka Ravenscliff to nie tylko bardzo wysoka wodoodporność (15 000 mm – jest praktycznie niezatapialna), ale również dobra oddychalność, która sprawia, iż jest również dobrym wyborem na lato (może poza najbardziej upalną jego częścią), zwłaszcza w okresie, w którym na zmianę świeci słońce i pada deszcz, co jest standardem zwłaszcza w górskich regionach Nowej Zelandii. Całe nasze lato w Queenstown wyglądało właśnie w ten sposób. Kurtkę Regatty polecam z czystym sumieniem. Jest bardzo wytrzymała (dzięki użytemu materiałowi ISOTEX Stretch 15000), posiada wewnętrzny kołnierz burzowy z osłoną podbródka, podklejone szwy, kaptur z daszkiem (czego zazdrościła mi Karolina, gdyż jak już wspomniałem, w jej kurtce daszka w kapturze nie ma i deszcz moczy jej buźkę) oraz trwałą impregnację zewnętrzną. Stworzona głównie na sezon wiosenny (ewentualnie jesienny), ale przy odpowiednim dociepleniu posłużyć może i w zimie, z czego niejednokrotnie korzystałem.

trekking w Nowej Zelandii
Mocno pada, ale pod kurtką i spodniami sucho!

Spodnie

W kwestii spodni oboje byliśmy bardzo jednomyślni. Na okres letni zabraliśmy cienkie spodnie trekkingowe, moje dodatkowo z zamkiem, który pozwala w pół minuty odpiąć nogawki, co przy bardzo zmiennej pogodzie w Nowej Zelandii jest naprawdę pomocne (tego – podobnie jak daszka – też mi Karolina zazdrości ;)).

Z myślą o zimie (oraz o nocnym fotografowaniu gwiazd przez Karolinę, a uwierzcie mi, że może zrobić się zimno) chcieliśmy się również odpowiednio zabezpieczyć. Szukaliśmy spodni ciepłych, w których da się wyjść komfortowo w góry, obserwować nocą gwiazdy (w parogodzinnym prawie bezruchu) i takich, którym nie straszny będzie wiatr czy deszcz. Zdecydowaliśmy się oboje na softshellowe spodnie Regatta Geo Sshell TRS II i był to strzał w dziesiątkę. Spodnie są wytrzymałe (dzięki użyciu materiału Softshell XPT), ciepłe, z trwałą, zewnętrzną impregnacją, która może podczas sztormu was nie uratuje od przemoknięcia, ale na lekkim deszczu czy śniegu sprawdzi się bez zarzutu. Ale to nie to przekonało nas o trafności wyboru, a o dziwno coś, co przy parametrach technicznych powinno zejść na plan dalszy. A jednak! Pierwszy chyba raz w życiu mamy spodnie trekkingowe, które… naprawdę dobrze wyglądają i układają się na człowieku tak, że nie wstyd wyjść w nich „na miasto” 😉 Jedynym drobnym mankamentem w kroju, który przeszkadza mojej żonie jest pas biodrowy i „fałdka” z materiału, która się pod nim tworzy. Do tej pory pomiędzy zwykłymi spodniami a wszystkimi naszymi poprzednimi spodniami trekkingowymi ziała przepaść podobna jak pomiędzy rajbanami a okularami Stępnia z 13. Posterunku (ale oldskul :p). W tych spodniach czujemy się swobodnie, wygodnie i idąc w góry nie wyglądamy, jakbyśmy zamiast spodni na nogi założyli pokrowce od namiotu 😉

Bielizna termoaktywna

Rzecz, do której nie trzeba już chyba nikogo przekonywać. Najlepiej zaopatrzyć się w pełen zestaw – leginsy + koszulka. Zastosowań mamy naprawdę wiele. Koszulka trzymająca temperaturę naszego ciała na mniej więcej stałym poziomie sprawdzi się zarówno jako docieplenie (np. do opcji mojej lub Karoliny) jak i również w gorące dni. Wiadomo, lepiej w miarę możliwości zakryć jak najwięcej ciała niż ładować non stop chemię z wysokim UV w ciało. Spodnie stanowić będą super uzupełnienie spodni trekkingowych na zimniejsze dni. Dodatkowo taki zestaw sprawdzi się też świetnie podczas spania w namiocie lub samochodzie.

Buty

Lecąc do Ameryki Południowej oboje zabraliśmy ze sobą buty na wysokiej cholewie. Na blogu sprawdzić możecie ich dokładny test, ze wszystkimi plusami i minusami. Szykując się na trekking w Nowej Zelandii postanowiliśmy dać szansę niskim butom trekkingowym. Celem głównym była niższa waga obuwia, co jak wiadomo ma bardzo duże przełożenie na późniejszy trekking (i wagę plecaka). Karolina zdecydowała się na buty Keen Saltzman WP (czyli niską wersję modelu, który oboje mieliśmy w Ameryce Południowej), ja na Aphlex WP tej samej firmy. Dodatkowo zabraliśmy po parze sandałów trekkingowych, które nie tylko sprawdzą się w upalne dni, ale również podczas przechodzenia przez strumienie na szlaku, co akurat w Nowej Zelandii do rzadkości nie należy.

W zależności od tras, jakie będziecie planować oraz pory roku należy dobrze się zastanowić, czy wolicie wysoką czy niską cholewkę w bucie. Niewątpliwym plusem niskiej jest fakt, że but traci na wadze. Z drugiej strony tracicie częściowe usztywnienie kostki, także coś za coś. My postanowliśmy przetestować buty lżejsze w porównaniu do tych, które zabraliśmy do Ameryki Południowej. Na przykładzie moich butów zobaczycie, że różnica na cholewce jest spora: Buty Aphlex WP ważą ok. 380 gram (w zależności od rozmiaru), wersja z wysoką cholewką to prawie 500g, więc o prawie 30% więcej. Moje buty w Ameryce Południowej ważyły jeszcze więcej, bo 570g, także w porównaniu do tamtych trekkingów straciłem jakieś 190g na nogach, a to dużo. Co do samych butów – sprawdzają się bardzo dobrze. Są wygodne, lekkie i nie przemokły mi ani razu, a do nieprzemakalności butów zawsze podchodzę z lekkim sceptycyzmem. Dobra, nie z lekkim 😉 Jedyny raz, kiedy woda dostała mi się za (niską) cholewę spowodowany był moim zagapieniem. Pod koniec przechodzenia przez podmokły teren, stawiając ostatni krok (a jakże) wszedłem w najgłębszą wodę, idąc wcześniej prawie suchą stopą… Podeszwa w moich butach również zdecydowanie na plus, zapewnia wystarczającą amortyzację oraz całkiem nie najgorszą przyczepność w górzystym terenie. Poza tym rzecz, za którą lubię buty Keena to ich zabezpieczenie palców u stóp, zwłaszcza w sandałach (o których więcej innym razem). Przy mojej tendencji do niekontrolowanego przywalania stopami w różne rzeczy robią naprawdę dobrą robotę. O butach Karoliny więcej przeczytacie w naszym wpisie o tych z Ameryki Południowej, bo właściwie nic nowego do dodania o tym modelu nie mamy. Podtrzymujemy swoją opinię i potwierdzamy, że wodoodporność, niestety, nie jest największym atutem modelu Saltzman.

Pamiętajcie, aby po każdym większym/dłuższym trekkingu buty dobrze wyczyścić, a po ich wyschnięciu zaimpregnować przed kolejnym wyjściem w góry!

Akcesoria

  • Co jeszcze przyda nam się na trekking w Nowej Zelandii? Na pewno dodatkowe baterie do aparatu, gdyż czasami przez kilka dni nie będzie jak ich naładować. Warto pamiętać, że na mrozie szybciej się rozładowują, więc śpiąc w namiocie warto pomyśleć o wrzuceniu ich w woreczku do śpiwora.
  • Kolejna ważna rzecz to kijki, szanujmy swoje kolana!
  • Warto zaopatrzyć się również w mapy offlajnowe. My od Ameryki Południowej korzystamy z maps.me, które nas póki co nie zawiodło. Na bardziej skomplikowane trasy warto uzbroić się również w dobre, lokalne mapy poziomicowe.
  • Dobrze jest mieć lokalną kartę sim, która nie tylko pozwoli nam obniżyć koszta podróży (nawet jedna rozmowa przy obecnych cenach za roaming na końcu świata może zaboleć), ale również pozwoli nam skorzystać… z intenretu! Chyba, że ktoś gardzi kontaktem ze światem w necie, to nie musi 😉 Oczywiście wszystko pod warunkiem, że będzie zasięg. Wszak o ten w Alpach Południowych niełatwo.
  • Jak zawsze w Nowej Zelandii pamiętajcie o kremie przeciwsłonecznym z wysokim UV. Filtr 30 to minimum, a najlepiej wyposażyć się w 50+. Tutejsze słońce to nie żarty – lepiej, żeby wakacje w Nowej Zelandii nie bolały was jeszcze długo po wyjeździe!

Namiot  i śpiwór

Noclegi w Nowej Zelandii są super drogie. Nie mówię tylko o noclegach w miastach, ale również na szlaku. Na najpopularniejszych trasach podstawowy nocleg w schronisku (miejsce na łóżku piętrowym) kosztować pomoże pomiędzy 30 a 65 dolarów w sezonie (od drugiej połowy października do końca kwietnia). Warto więc wybierając się na trekking w Nowej Zelandii uzbroić się w namiot (najlepiej lekki, z dobrą wodoodpornością, siatką chroniącą od wadów i dwustronny) oraz dobry śpiwór. Noce, zwłaszcza w górskich okolicach, mogą okazać się dosyć mroźne. W miarę przyzwoity namiot możecie kupić na miejscu do 100$, śpiwór najlepiej zabrać ze sobą.

Pamiętajcie: Zarówno namiot, jak i kijki, buty trekkingowe oraz sprzęt biwakowy może zostać sprawdzony po przylocie. Chodzi o nie wwożenie do Nowej Zelandii materii organicznej, także przed przylotem dobrze wyczyśćcie wszystko, z czym przylatujecie 😉

Sprzęt biwakowo-kempingowy

Nic nie smakuje tak, jak jedzenie podczas trekkingu po górach. Kanapki z najgorszym pasztetem zamieniają się nagle w najlepsze śniadanie. Jeśli myślimy o daniach na ciepło warto zakupić kuchenkę gazową i gotować samemu na trasie w odpowiednio wyznaczonych do tego miejscach. Do tego jedna patelnia, garnek i jakiś talerz, widelec, kubek. Wszystkie te śniadania, obiady i kolacje w niemożliwie pięknej scenerii Nowej Zelandii zostaną wam w głowie na bardzo, bardzo długo 🙂

Jedzenie/picie

Rada na koniec. Zaludnienie Nowej Zelandii jest bardzo niskie i zwłaszcza na Wyspie Południowej czasami przejechać można niezły kawał zanim traficie na jakikolwiek sklep spożywczy. Pamiętajcie więc, aby planując dłuższe wyjście czy podróż mieć pod kontrolą zapasy wody oraz jedzenia. Na camping najlepiej planować potrawy kilkuskładnikowe, jednogarnkowe, aby przygotowanie ich zajęło jak najmniej czasu, zużyło jak najmniej gazu, ale dostarczyło wam przy tym odpowiednią ilość energii, której w górach tracicie więcej niż normlanie.

Szukacie ciekawych miejsc w Nowej Zelandii? Zajrzyjcie na stronę o Nowej Zelandii na naszym blogu!

Pogoda

Przed wyjście w góry należy koniecznie sprawdzić pogodę. Wiadomo nie od dziś, że pogoda w górach jest bardzo zmienna, a ta w Nowej Zelandii lubi udowadniać, że za nic ma twoje plany wakacyjne i „bo wczoraj pisali, że będzie ładnie”. Jeśli w regionie, gdzie wychodzimy na szlak znajduje się jednostka DOCu najlepiej sprawdzić aktualne warunki pogodowe bezpośrednio u nich. Zazwyczaj aktualną prognozę pogody znajdziecie na tablicy przy wejściu do budynku. Bardzo pomocnym i dobrym źródłem, zwłaszcza, gdy DOCu nie ma w pobliżu (albo akurat mają południową przerwę na lunch, gdy dzwonisz – true story) jest Metservice.

Pamiętajcie, jeśli macie małe lub zerowe doświadczenie w chodzeniu po górach, to warto przed wyjazdem trochę poczytać, aby być mentalnie przygotowanym na różne rzeczy, które mogą nas w górach spotkać. Chociaż Nowa Zelandia stara się najpopularniejsze szlaki przygotować tak, aby każdy był w stanie je przejść (miliardy schodów, kładek, etc.) to nie każdy szlak jest dla każdego. Pamiętajmy o odpowiednim przygotowaniu fizycznym, nawodnieniu i mierzeniu sił na zamiary. Bezpieczeństwo jest zawsze najważniejsze!

 

Ten artykuł zawiera lokowanie produktu. O co chodzi? Buty na trekking w Nowej Zelandii dostaliśmy w ramach naszej długofalowej współpracy z marką KEEN, a kurtki oraz spodnie – od Regatty. Nie ma to jednak wpływu na naszą opinię – powyższe wrażenia z użytkowania odzieży i butów są szczere i zgodne z prawdą. 

Jeśli uważacie, że ten tekst przyda się nie tylko wam, ale również waszym znajomym przy planowaniu tras na trekking w Nowej Zelandii to koniecznie dajcie im o nim znać! Już wam zazdrościmy tych wszystkich nieziemskich widoków i zakwasów szczęki od zbierania jej co chwilę z ziemi 😉 Pamiętajcie jednak o waszym bezpieczeństwie: tylu samo wyjść, co powrotów!

[ezcol_1third]zarezerwuj lot[/ezcol_1third] [ezcol_1third]zarezerwuj nocleg[/ezcol_1third] [ezcol_1third_end]wypożycz campera[/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub campera za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!

6 Komentarze

  • Zuzka

    1 czerwca, 2018

    Byłam tam i zgodzę się co do słowa! Ja musiałam kupić wszytko od podstaw – i śpiwór, i plecak, bo był to jeden z pierwszych moich wyjazdów tego typu (i jeden z tych który najlepiej wspominam). Nie miałam bielizny termicznej – w wyjątkiem jednego podkoszulka, ale jakoś przeżyłam. teraz już mam nowiuśki komplet od Regtta, ale czeka na sój debiut. Miałam tez trochę za duży plecak,a el to chyba tak już jest na pierwszych wyjazdach, że ciężko ocenic czego i ile się nam przyda 🙂

    • Koralina

      3 czerwca, 2018

      Z każdym kolejnym wyjazdem jest coraz łatwiej 😉

  • bomojezycietopodroz

    10 września, 2017

    Świetny i bardzo praktyczny wpis. Na pewno mi się przyda i nie tylko w Nowej Zelandii. Dziękuję:)

    • Koralina

      11 września, 2017

      Nie ma za co! Cieszymy się, że możemy pomóc 🙂

  • Kazik

    9 września, 2017

    Spotkałem sporo mieszkańców NZ chodząc po Patagonii i tak sobie myślałem, że sezon 2018 rozpocznę od tego właśnie kraju. Niestety jako emeryta nie stać mnie na ichnie ceny. Dzięki.
    Dlatego też bardziej realnie wygląda kolejny już wyjazd do Ameryki Południowej. Tym razem będzie rozgrzewka na Santa Cruz i Huayhuash.
    Czytałem Waszą historię.
    Chodzę samotnie z własnym plecakiem, namiotem i własnym jedzeniem. Chodzę lekko.
    Czy Waszym zdaniem taka samotna wędrówka w tym rejonie Peru jest bezpieczna?

    Życzę udanego pobytu,

    • Koralina

      10 września, 2017

      Na trasie Santa Cruz (i kawałek Huayhuash, bo one idą razem kawałek) spotkaliśmy wiele osób, które same pokonywały te trasy. Spotkaliśmy też kilka osób w hostelu, które zgadywały się z innymi, jeśli nie chcieli iść sami – to też jest rozwiązanie. Wiadomo, że w górach zawsze bezpieczniej iść z kimś, ale oba te szlaki są mocno uczęszczane przez ludzi z całego świata, więc samotnie na pewno tam nie będzie. Nie słyszeliśmy też o jakichś szczególnych sytuacjach niebezpiecznych.

Podziel się swoją opinią