W Krainie Ognia, czyli bliski i daleki Azerbejdżan
Uderzenie Wiatru. Lądujemy w wyjątkowo ciemną, marcową noc. Uderzenie ciepłego, lecz mocnego wiatru jako pierwsze wita nas w Azerbejdżanie, wyprzedzając znudzonego i zajętego patrzeniem w jakieś kartki celnika oraz naszego znajomego, do którego przylecieliśmy w odwiedziny. Wiatr jest jedną z wizytówek tego miasta, od którego wzięło swoją nazwę (Badkube z perskiego to uderzenie wiatru) i rzeczywiście: czy to w Baku, czy w pozostałych częściach kraju, nie opuści nas w zasadzie już do końca wyjazdu. Azerbejdżan, w końcu jesteśmy na miejscu. Ale po kolei.
Azerbejdżan – szklane domy w Baku
Do Azerbejdżanu przylecieliśmy w trójkę, aby odwiedzić naszego znajomego odbywającego tam wolontariat w ramach programu EVS. Baku (stolica kraju), a jednocześnie miejsce, w którym spędziliśmy najwięcej czasu to miasto, w którym w dalszym ciągu czuć polską obecność (przynajmniej gdy po tym mieście oprowadza Cię Polak ;)). Mamy np. Wiktora Zglenickiego, ucznia Mendelejewa, który jako pierwszy wydobył ropę z dna morskiego w okolicach Baku. W tamtych czasach zresztą emigracja polska w Baku rozwijała się bardzo prężnie. Drugim Polakiem zasłużonym dla Baku, a dokładniej dla wydobycia bakijskiej ropy był inż. Paweł Potocki. Obaj zresztą doczekali się ulic swojego imienia w stolicy Azerbejdżanu.
Baku było również miejscem akcji pierwszej części „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego. Stwierdzić można, iż wizja szklanych domów, których główny bohater nie zastał w Polsce, realizuje się właśnie w Baku, gdzie jak grzyby po deszczu wyrastają wieżowce i nowoczesne budynki (niektóre projektu polskich architektów), a przysłowiowe „stare miesza się z nowym” naprawdę czuć na każdym kroku. Zresztą Baku aż roi się od budynków wzniesionych przez Polaków, zwłaszcza z okresu bumu naftowego sprzed ponad stu lat, gdy Baku było jednym z najszybciej rozwijających się miast świata. Świadczyć może o tym najlepiej mnogość artykułów, które wyświetli nam google po wpisaniu haseł o „polskim Baku” czy „polskich architektach w Baku” – lektura na parę godzin. Baku to zdecydowanie miasto bogate, z szerokimi ulicami, marmurowymi alejami, deptakami i fontannami wybudowanymi na podobieństwo fontann wiedeńskich. Rozwija się bardzo dynamicznie, głównie za sprawą ropy bijącej na jego przedmieściach. Baku mogłoby być zrealizowaniem snu Baryki o szklanych domach, lecz sen pryska w mgnieniu oka po opuszczeniu miasta…
Azerbejdżan „gorszego sortu”
Z Baku udaliśmy się do Ismayilli, gdzie zostaliśmy na noc u jednej wolontariuszki z Peace Corps. Spora część wyjazdu zresztą upłynęła nam na spotkaniach z wolontariuszami Peace Corps i EVS. Ismayilli to miasteczko, do którego warto się wybrać z dwóch powodów. Pierwszy (nasz) to fakt, iż jest to najlepsze miejsce na zorganizowanie transportu do Lahic, pięknej górskiej wioski słynącej z tego, iż spora część jej mieszkańców zajmuje się wciąż tradycyjnym rękodziełem, sprzedając je w kamiennych chatach. Drugi z powodów to Baku, a dokładniej poznanie prawdziwej strony tego miasta i rozprawianie się z pewnym mitem. Prawda jest niestety taka, że zarówno w legalnym, jak i nielegalnym strumieniu miasto zasysa większość środków w kraju sprawiając, iż wyjeżdżając z niego w jakimkolwiek kierunku czujemy, jakbyśmy przy okazji wizyty w Azerbejdżanie odwiedzali dwa różne kraje. Ismayilli, jak i wiele podobnych miasteczek, to miejsce, z którego najlepiej w pamięć zapada piach gryzący oczy, bieda mieszkańców oraz brak jakichkolwiek perspektyw.
Paradoks polega na tym, iż w momencie w którym z marmurowych, zdobionych złotem fontann w stolicy tryska woda, spora część mieszkańców kraju nie ma do niej bieżącego dostępu. Podobnym miejscem, a może nawet bardziej przybijającym był Mingachevir – poprzemysłowe miasto, w którym ludzie mieszkają w niedokończonych budynkach, gdzie klatki schodowe podtrzymują rdzewiejące rusztowania. Nie będę zgrywał znawcy i wypowiadał się na temat relacji społecznych w tym kraju (choć spostrzeżeń oczywiście miałem sporo), dlatego też nie chciałbym popaść w jakiekolwiek krzywdzące generalizowanie. W pamięć natomiast zapadła mi niestety rozmowa z jedną z Amerykanek z Peace Corps na balkonie wynajmowanego przez nią mieszkania: „Zdarza Ci się kupować piwo w sklepie? Tak. Palę też papierosy na ulicy. Wiesz, mam krótkie włosy i jestem z zachodu, tak czy siak uważają mnie tu za dziwkę. Tylko dlatego”.
Udyni – chrześcijańska enklawa w Azerbejdżanie
Są takie miejsca w Azerbejdżanie, gdzie bycie z Europy (a zwłaszcza z Polski) otworzyć może niejedne drzwi. W trakcie naszego krótkiego pobytu trafiliśmy do Nic (albo Nij lub Nidzh), miejscowości-eklawy na terenie Azerbejdżanu zamieszkałej przez Udinów – pozostałość jednego z 26 ludów tworzących tzw. Albanie Kaukaską na przełomie IV i III wieku przed naszą erą. Podczas gdy spora część okolicznych ludów przeszła na islam (choć w wydaniu azerskim islam jest raczej praktykowany tylko powierzchownie, zdecydowana część mieszkańców kraju w praktyce jest laicka), Udini pozostali przy religii katolickiej.
Mieszkaniec wioski, który nas zagadnął i zaproponował podwózkę części ekipy oraz bagaży (co w azerskim upale było wybawieniem), a także pokazanie ważniejszych zabytków w Nic (załatwił nawet klucze do najstarszego, zamkniętego kościoła w miejscowości), gdy usłyszał skąd jesteśmy, kategorycznie odmówił przyjęcia drobnego napiwku, jaki zebraliśmy, gdyż „od braci katolików pieniędzy nie przyjmie”. Część ekipy zapamięta tę katolicką enklawę również dlatego, że jest to jedno z niewielu (jeśli nie jedyne) miejsce w islamskim Azerbejdżanie, gdzie w barze zjeść można wieprzowinę. Zamówiliśmy również robiony na miejscu bimber. Jedynym małym zgrzytem pobytu był fakt, iż po zamówieniu zimnego piwa dla każdego z członków naszej ekipy kelner przyniósł ich stanowczo za mało. Po chwili dotarło do nas, o co chodzi: otóż przyniósł on tyle piw… ilu członków liczyła męska część naszego towarzystwa (!).
Błotne Wulkany Qobustanu
Palące słońce to jedna z tych rzeczy, którą z Azerbejdżanu zapamiętam najbardziej. Nawet podczas krótkiego spaceru dawało się ostro we znaki. Nie jest ono jednak wystarczającą przeszkodą, aby pomimo zmęczenia dotrzeć do jednego z ciekawszych chyba miejsc w Azerbejdżanie. Qobustan w okolicy Baku słynie z tzw. błotnych wulkanów. Są to stożki o wysokości od kilkudziesięciu centymetrów do dwóch czy trzech metrów wysokości, rozrzucone na terenie przypominającym powierzchnię księżyca. Stąpając po ziemi spękanej od słonecznego skwaru docieramy do miejsca, w którym spod ziemi wydobywa się z mini wulkanów nie lawa, lecz… błoto. Szara maź, która nieuważnego turystę może pozbawić buta w przypadku wdepnięcia w jeden z najmniejszych stożków. Odradzałbym stanowczo wchodzenie na te większe, gdyż może się to skończyć zapadnięciem się na parę metrów w głąb niecki z błotem tak gęstym i wciągającym, że o żadnej akcji ratunkowej mowy nie będzie.
Novruz
Na koniec nieco weselnego tonu, gdyż wyjazd bardzo pozytywnie zapadł mi w pamięć (jeśli na chwilę zapomni się o problemach społecznych, politycznych, rządach mafii, dynastii panującej etc.). Do Azerbejdżanu zwanego krainą ognia przylecieliśmy w czasie Novruzu, czyli starego irańskiego święta nowego roku oraz nadejścia wiosny. Jest to czas, gdzy wszystko budzi się do życia, ulice są sprzątane, dekorowane, a ludzie cieszą się i świętują podczas ponad tygodniowego okresu wolnego. Święto wywodzi się z tradycji zoroastrian, w której ogień oraz pozostałe żywioły odgrywały bardzo dużą rolę. Po dziś dzień w wioskach i miastach pali się ognie, przez które skaczą ludzie w celu samooczyszczenia. Więcej o tym zresztą przeczytacie między innymi na blogu Krzyśka, którego w tym czasie w Azerbejdżanie odwiedzaliśmy.
Azerbejdżan to kraj zdecydowanie nieskalany jeszcze turystyką. Mam nadzieje również, że tak jak każdego roku w Novruz odżywają jego mieszkańcy, tak również ten niewielki kraj z wielkimi problemami oczyści się kiedyś z wielu trapiących go problemów.
NOVRUZ BAYRAMINIZ MUBAREK!
Słowem wyjaśnienia: starałem nie skupiać się na opisie zabytków Azerbejdżanu (widocznych m.in. na zdjęciach), gdyż o tych lepiej rozpisują się przewodniki. Jest to zapis krótkiej wizyty, odbytej w 2010 r.
Podoba Ci się wpis? Byłaś/byłeś w Azerbejdżanie i chciałbyś podzielić się swoimi odczuciami? Skomentuj, udostępnij – będzie nam bardzo miło!
[ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third_end][/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!
18 Komentarze
Daniel Kornas
Do listy dopisałbym jeszcze Hinalug (Xinaliq). Azerbejdżan jeszcze z innej perspektywy. Choć szybko się unifikujący, to nadal wioska (najwyżej położona w Azerbejdżanie) ma niesamowity klimat. Kilka naszych kadrów: https://powroty.do/azerbejdzan/hinalug-xinaliq-relacja-zdjecia
Olka Zagórska
W tym roku miał być Azerbejdżan, a będą Bałkany. Cóż za niespodzianka 😉
TropiMy Przygody
hahahaha kto by się spodziewał :p
Marcin Wesołowski
Fajnie się czytało i tak jak wspominałem – nasłuchałem się wiele o złych Azerach od dobrych Ormian, szkoda, że to kolejne miejsce, gdzie narody żyją obok siebie tak skonfliktowane.
TropiMy Przygody
No niestety, historia potrafi dzielić narody, zazwyczaj bez czarno białego podziału na złych i dobrych 🙁
Magdalena Bodnari
Jaki pięęękny!
Marcin Wesołowski
Ile ja się nasłuchałem złego o Azerach z ust znajomych Ormian, myślałem, że tam jakieś diabły mieszkają 😉 Ale jak widać, całkiem normalne miejsce!
Bartek
W sumie to się nie dziwię, od Azerów o Ormianach nasłuchałbyś się jeszcze gorszych rzeczy, niestety historia chyba bardzo długo jeszcze uniemożliwiać będzie jakiekolwiek normalne relacje. Jak również i fakt, iż obecnie 1/3 terytorium Azerbejdżanu jest pod okupacją Ormiańską.
Łukasz | Kartka z Podróży
Czy komuś zdarzyło się wdepnąć lub wpaść do błotnego wulkanu?
Bartek
Na błotne wulkany wybraliśmy się w 4, 2 osoby (w tym ja :p ) zaliczyły wdepnięcie, na szczęście nikt nie wpadł, bo mogłoby to się kiepsko skończyć.
kami
własnie zawsze z „Przedwiośniem” mi się Baku kojarzyło 🙂 ostatnio jak leciałam z Tbilisi do Doha miałam międzylądowanie w Baku i w nocy z góry miasto się całkiem rewelacyjnie prezentowało! W sumie z chęcią bym się tam wybrała, ale trudności z wizą mnie dość odstraszają, a moje armeńskie pieczątki bardzo utrudniają podróż :/ Także póki co mi czytanie zostaje! Fajny tekst! 🙂
Bartek
Dzięki 🙂 jak ja byłem to z wizą była łatwizna, płaciłem jakieś dolce na lotnisku i tyle, ale teraz to chyba jakieś rzeczywiście komplikacje porobili. No a armeńskie pieczątki (w sumie nie dziwota) nie pomagają 😉
Witek
I dobrze, że nieskalany turystycznie. Mam nadzieję, że Azerbejdżan nie zapatrzy się na Gruzję, gdzie kicz ściele się gęsto.
Bartek
No tak, pytanie czy w ogóle w jakikolwiek sposób otworzy się fajnie na przyjezdnych, zachowując przy tym swój charakter.
Agnieszka /Zależna w podróży
2010? Kupa czasu!
Bartek
Dlatego ciekaw byłbym relacji/wrażeń kogoś, kto był tam np. w tym roku 🙂
Ewa
Ciekawie napisane! Ja ostatnio mam wulkaniczne skrzywienie, więc najbardziej zainteresowały mnie te wulkany błotne. Idę zaraz wyguglować coś więcej na ten temat 🙂
Koralina
Gugluj, gugluj i jedź! 😉