Skip to content

TropiMy Przygody


Rzuć pracę i jedź w świat!

Rzuć pracę i jedź w świat!

Żyj tak, aby rutyna nie zawładnęła twoim życiem. Banał, jednak wprowadzenie go w życie często spotyka się różnymi reakcjami otoczenia. Ja z korporacji odchodziłem dwa razy, za każdym razem cel był jeden. By żyć i czuć, że żyję. Za każdym razem rzucanie korporacji wyglądało nieco inaczej, choć dałoby się zbieżne punky odnaleźć. Postanowiłem zatem sprawdzić, jak wyglądało to w przypadku innych ludzi, którzy postanowili zmienić swoje życie, zostawić (przynajmniej na czas jakiś) swoje kariery, przyjaciół, znajomych i rodziny, by wyruszyć w świat. Poznajcie historie Asi, Dominiki, Emilii, Eweliny i Marco, Teresy i Julii.

Podjęcie decyzji

Dla niektórych najtrudniejsza, dla innych najłatwiejsza część wyjazdu. Ja zdecydowanie zaliczam się do tej drugiej grupy, sama decyzja trudna nie była, przynajmniej z początku, gdyż organizm sam się dopominał, że to ten moment, że muszę coś zmienić. Różnie to jednak może wyglądać. Emilia z Emi w drodze pracowała po studiach na etacie jedynie kilka miesięcy, aby później spakować rzeczy, wyjechać do Norwegii i zarobić na to, co za chwilę miało się wydarzyć – podróż do Azji z biletem w jedną stronę.

Wiele osób pracę w Polsce lubiło i decyzja nie była łatwa, czasami wręcz trochę bolesna, jak u Asi z 4ever Moments: „Z moim rzucaniem pracy było trochę, jak z wyrywaniem zębów mlecznych. Wiedziałam, że będzie boleć, ale tylko przez chwilę. Z jednej strony szkoda było mi rezygnować z możliwości, kontaktów i umiejętności, które udało mi się już zdobyć, z drugiej zaś porywała mnie bez reszty perspektywa nieznanego, ekscytacja związana z wyruszeniem w świat i sprawdzenia się w zupełnie innych warunkach„.

Niektórym wydawać by się mogło, że taka decyzja to ucieczka od czegoś, nie do czegoś. Nie zawsze tak jednak musi być, bardzo wiele osób swoją pracę lubiło, co z pewnością decyzji nie ułatwiało. „Kochałam swoją pracę – pracę w wielkiej korporacji z milionem szczebelków, w której zawsze trzeba było być na wysokich obrotach. Zmęczona – kiedyś trzasnęłam drzwiami, ale potem wróciłam z podkulonym ogonem, bo to był mój żywioł i uzależnienie – trudno było się rozstać. „Chyba wyjadę na kilka miesięcy”, walnęłam jednego dnia do koleżanki, która podróżowała chyba od zawsze. Powiedziała tylko – Jedź” – tak było w przypadku Julii z Where is Julie + Sam. Z pracy, którą lubiła odchodziła również Teresa z Tess Adventure. „Często dostaję wiadomości. Na pewno zwiedzasz świat, bo rzuciłaś pracę, której nie lubiłaś i wyruszyłaś w podróż. To taka ucieczka. Napawają mnie one refleksjami. Bo rzucenie pracy samo w sobie nie jest łatwe, to rzucenie takiej, którą się lubi, jest jeszcze cięższe. Miałam szczęście. Należałam do tego grona szczęśliwców, którzy lubią swoją pracę i chodzą do niej z uśmiechem na ustach. Jakby tego było mało, nie czułam się małym, nic nie znaczącym trybikiem wielkiej korporacji. Czułam się szczęśliwa i doceniana i zaangażowana w swoje projekty„.

Motywacje do podjęcia decyzji mogą być różne. Czasami jej podjęcie ułatwia lub przyspiesza zbieg losu. Ewelinie i Marco z One Way 2 Freedom odrobinę pomógł szef: „Mój kontrakt to było ciągłe odwlekanie i przedłużanie. W końcu nie przedłużono go, szef się gimnastykował podczas rozmowy ze mną, ale my mieliśmy już plan B. Telefon do Marco, co robimy? Na co ja: 'Chyba czas wyjeżdżać!’, Marco: 'No tak, nie ma na co czekać!’. W głębi duszy czułam ulgę i gościła we mnie taka radość i to uczucie wolności”.

Oczywiście to nie jest tak, że wszyscy ludzie, którzy postanawiają zmienić swoje życie za pomocą biletu w jedną stronę decydują się na rzucanie korporacji. Również tzw. wolne duchy, ludzie którzy nie wiązali się z wielkimi pracodawcami podejmowali podobne decyzje, choć w ich przypadku krok taki może mniej dziwić. Dobrym przykładem jest Dominika z Hanging around in Asia: „Ja akurat nie rzucałam korporacji, bo do takiego życia średnio się nadaję i podziwiam ludzi, którzy tak potrafią 😉 Pracowałam zawsze w wolnych zawodach i nawet jeśli bywały to zawody “zniewolone” dążyłam do tego, żeby mieć jak najwięcej swobody, ruchu, przygody i możliwości kreatywnego rozpędu”.

Obwieszczenie decyzji w pracy i rodzinie

rzucanie korporacji

Rzucanie korporacji nie jest łatwe. Moment, który u każdego chyba wywołuje to specyficzne uczucie, gdy serce podchodzi do gardła blokując jakiekolwiek dźwięki. Osobiście za pierwszym razem zbierałem się parę dni z przekazaniem szefowej informacj, że odchodzę. Napięcie ustąpiło dopiero w momencie, gdy szefowała zapytala, czy mogą coś zrobić, żebym został, za co podziękowałem odpowiadając, że potrzebuję zmiany, nie podwyżki. Nie tylko w moim przypadku tak było, podobną sytuację miał Marco: „Marco rzucał pracę 2 razy. Pierwszy raz – było to w 2011 roku, pracował w jednej z włoskich fabryk. Był zmęczony monotonią i wkradającą się rutyną, zastojem i brakiem rozwoju. Podczas rozmowy z szefem, kiedy to już mu oświadczył, że się zwalnia, usłyszał: 'Dam Ci podwyżkę! Ile chcesz?’ Marco parsknął śmiechem: 'Tu nie chodzi o podwyżkę. Mam dość. Wyjeżdżam do Australii’. Szef się złapał za głowę” relacjonuje Ewelina. Dodaje ona również, że gdy Marco rzucał pracę drugi raz nie do końca mu się to udało. Dlaczego? Szef zadzwonił do niego oferując pracę zdalną. Teraz Marco sam decyduje kiedy pracuje, a kiedy nie”.

Chwilę czasu na zebranie się do rozmowy z szefem potrzebowała również Teresa: „Długo odkładałam rozmowę z szefem i zdecydowałam się na nią dopiero, jak kupiłam bilet. To nie była łatwa rozmowa, nie dlatego, że szef się wściekł, ale że ze wszystkich sił próbował mnie zrozumieć i postawić się w mojej sytuacji. Nie tylko cierpliwie mnie wysłuchał, ale podszedł z dużym zrozumieniem. Ze wszystkich sił starał się mnie przekonać. Najpierw awansem, o którym marzyłby każdy, kto miałby moje stanowisko i chciał się rozwijać. To wzbudziło we mnie niepewności, ale niewystarczające, aby odwieźć mnie od szaleńczego pomysłu”. Dodaje ona, że większość obaw pojawiło się właśnie po „ludzkiej” rozmowie z szefem, który próbował odwieść ją od podróży twierdząc, że nigdy nie będzie miejscowa, nigdy nie poczuje się jak u siebie, gdziekolwiek się nie uda. Że zawsze będzie „ta obca”. Pomimo całej przemowy planów Teresy zmienić mu się nie udało.

Co do etatu i tego, że po takiej decyzji nie ma już powrotu do poprzedniego stylu życia nie ma wątpliwości Emilia: „Pewne jest jedno – wyjeżdżając raz, potem jeszcze trudniej odnaleźć się w „normalnym” życiu i nie ma już odwrotu. Ja czuję się już zbyt niezależna, żeby teraz móc wrócić do pracy na etat. Happy end? Jasne! Metodą prób i błędów doszłam do etapu w życiu, kiedy zarabiam pieniądze robiąc to, co lubię, jestem sama sobie szefem i cały czas czuję się jak na wakacjach, więc już nigdzie nie muszę wyjeżdżać 😉”.

Rzucanie korporacji to również przekazanie wiadomości rodzinie. W większości przypadków było jednak podobnie. Pierwszy szok przemieszany z refleksją chwilę później, że no tak, prędzej czy później to musiało nastąpić. Decyzja taka zazwyczaj nie jest pierwszym zrywem, pierwszym wyjazdem czy marzeniem o dalekich krainach, częściej wynika z wieloletniej pasji. W naszym przypadku, aby trochę złagodzić informację o tak długim wyjeździe i pomóc oswoić się z nią najbliższym powiedzieliśmy wszystkim o naszych planach na rok przed wyjazdem. Było to dobre z WIELU POWODÓW, o których pisaliśmy już wcześniej.

Reakcje otoczenia

rzucanie korporacjiZ tym bywało bardzo różnie. Tabloidowe szok i niedowierzanie bardzo dobrze tu pasują. Gdy ja obwieściłem w pracy, że odchodzę i na pytanie, czy mam lepszą ofertę odpowiadałem, że tak. Podróż dookoła świata. Dźwięk szczęk opadających do ziemi długo jeszcze odbijał się echem na „open space”. „Rzucanie korporacji? Tak dobrej firmy? Co będziesz robił po powrocie? Ale z czego będziesz żył? Mnie by nie było stać na taki wyjazd” – pytali ludzie zarabiający podobne pieniądze. Kwestia priorytetów.

Podobne decyzje zawsze wiązać się będą z lekkim szokiem otoczenia, gdyż są wyłamaniem z pewnego schematu, w jakim mała społeczność funkcjonuje. Pojawia się wtedy w niej pewna wyrwa oraz pytania. Dominika musiała bardzo się tłumaczyć: „Kontrowersje wzbudziły Indie. Że co? Że jak? Że sama? I że nie na kurs jogi, bo to akurat byłoby akceptowalne i trendy. Ze blondynka, metr sześćdziesiąt, 44 kg wagi i brak przeszkolenia bojowego na wypadek zboczeńców„. Jak dodaje: „Innym kęsem nie do przełknięcia dla pokaźnej części mojego otoczenia, okazał się fakt, że nie umiałam odpowiedzieć na pytanie, kiedy wracam. Po to w końcu kupiłam one way ticket. Kombinacja biletu w jedną stronę z wyprawą indyjską stawiały mnie w gronie niechybych samobójców – z punktu widzenia niektórych„.

Pytania o rzucanie korporacji i sens tego zadawali jednak nie tylko współpracownicy, ale i sami wyjeżdżający. Asia długo stawiała sobie pytanie: praca czy kariera? „Wybrałam to pierwsze. Mój wybór nie spotkał się ze zrozumieniem ze strony współpracowników, jednak z czasem jakoś się z tym oswoili. Z dzisiejszej perspektywy trochę im się nie dziwię, wyjechaliśmy bez konkretnego planu, bez ram czasowych. Zrezygnowaliśmy z tego, co pewne. Wyłamaliśmy się ze schematu„. Dodaje również, że „wyjazd nie był formą manifestu, nie obraziłam się na Polskę. Nie tupnęłam nóżką i nie wyemigrowałam. Od początku wiedziałam, że wrócę„.

Nie wszyscy jednak spuszczali na innych taką nowinę jak grom z jasnego nieba. Julia przez parę miesięcy powtarzała, że wyjedzie: „głośno powtarzałam, że za kilka miesięcy ruszam w podróż dookoła świata, a wszyscy jakby mi wtórowali – „Jedź Julka!”. Niektórzy wierzyli, że to zrobię, inni, trochę ironicznie, przytakiwali. Oczywiście byli tacy, którzy mieli wątpliwości i zadawali pytanie „I co potem?”, ale oni byli w mniejszości. Moi przełożeni (bo miałam ich kilku) nie mieli żadnych, wiedzieli, że to dobry pomysł, i że to, co przywiozę i przeżyję to będzie zastrzyk dobrej energii i dla mnie i dla tego, co robię„.

Ktoś kiedyś powiedział, że w przyrodzie wszystko musi wyjść na zero. Doświadczyła tego Ewelina, która po dobrej reakcji ze strony rodziny i znajomych („Moja rodzina – świetnie, zresztą wiedzą, że nie zagrzeję na dłużej w jednym miejscu. Jedyne obawy przed niebezpieczeństwem i chorobami. Znajomi – dopingują i 'zazdraszczają’, bo nie mają na tyle odwagi!„) wymarzyć by pewnie mogła sobie lepsze ze strony współpracowników: „Kolegom z pracy tydzień przed opuszczeniem korpo oświadczyłam, że wyruszam w podróż, zazdrość i „false smile” oczywiście nie schodziły z ich twarzy, bo oni nadal żyją w pędzie i stresie„.

Nie zawsze jednak decyzje o rzucaniu korporacji muszą wywoływać szok. Zwłaszcza, gdy twoje otoczenie przywykło już i pogodziło się z myślą, że prędzej czy później taki scenariusz jest możliwy: „Wśród moich pracowników nie było zdziwienia. Po poprzednim wyjeździe był on tym, czego się spodziewali, szczerze gratulując mi odwagi i trzymając za mnie kciuki. Niektórzy uważając mój pomysł za szaleńczy” – mówi Teresa.

Refleksje po

fot. Asia z 4ever MomentsZarówno w trakcie podróży, jak i tuż po niej nachodzić mogą człowieka różne przemyślenia. Życie weryfikuje, czy nasza decyzja była dobra. Ja choć jestem dopiero na początku mojej podróży dookoła świata, nie wyobrażam sobie, abym mógł podjąć inną decyzję, a raczej tej decyzji nie podjąć. Chęć wyrwania się z miejsca, z tkwienia w strefie komfortu, zmiany życiowych priorytetów, aby poznać coś nowego, aby wędrować w kierunku marzeń, choć nie raz po drodze się zawahamy, jest czymś, co przewja się w powyjazdowych refleksach wszystkich bohaterów tego tekstu. Im też na koniec oddaję głos.

Teresa: „Tak naprawdę nie byłam pewna do samego końca, czy decyzja o zostawieniu pracy, do której raczej trzeci raz mnie już nie przyjmą i wyruszenie w nieznane była dobra. Do samego końca zastanawiałam się, czy może jednak powinnam zostać w moim szczęśliwy, poukładanym życiu. Wiedziałam jednak, że jeśli nie wtedy, to prawdopodobnie nigdy, że jeśli nie spróbuje, to będę żałowała. Chęć poznania świata była silniejsza niż stabilizacja. Dzisiaj zarówno szef jak i zespól szczerze trzymają za mnie kciuki i za to wsparcie bardzo im dziękuje„.

Emila: „Odejście z pracy i wyjazd w świat nie tylko zmieniły moje życie o 180°, ale i uświadomiły mi, na ile innych sposobów można je przeżyć, i że spędzenie go w pracy jest najsłabszym z nich. To głównie za sprawą inspirujących ludzi, których w podróży codziennie poznawałam. Nie mogę powiedzieć, że nigdy nie żałowałam tej decyzji, bo bywały ciężkie (ale krótkie) momenty, kiedy nie miałam już pomysłu jak dalej zarabiać na życie. Dorabiałam sobie jeszcze w Danii i Nowej Zelandii, ale przecież ileż można dorywczo kelnerować! Plułam sobie w brodę, że po co mi to wszystko, że mogłam przecież zostać w domu i tak jak wszyscy inni trzymać się tego, co bezpieczne i pewne. To było przejściowe i koniec końców uważam, że to była najlepsza decyzja w moim życiu. Nigdy nie wyjeżdżając w taką wymarzoną podróż, żałowałabym tego do końca życia

Dominika: „W Azji spędziałam pół roku. Przedeptałam w pojedynkę i low budget’owo Indie, Tajlandię, Laos, Kambodżę, Indonezję i Malezję. Policzyłam, że ta podróż kosztowała mnie mniej niż koszty półrocznego utrzymania się w Warszawie. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że szkoda życia na stacjonarność i że właśnie tak z odwagą i rozmachem będę reżyserować swoje życie: podróżując, pisząc, fotografując, poznając wspaniałych ludzi i wciąż się rozwijając. Bo nic nie poszerza tak horyzontów i wyobraźni jak podróż. I nie czyni człowieka tak szczęśliwym!„.

Asia: „Dziś spokojnie mogę powiedzieć, że nie było ani jednego dnia, kiedy żałowałabym podjętej decyzji. Podróż pozwoliła mi spojrzeć na polskie realia z zupełnie innej perspektywy. Wzmocniła mnie, pozwoliła uwierzyć w siebie, a przede wszystkim udowodniła, że marzenia są po to, żeby je spełniać

Ewelina: „No cóż, ciągle powtarzamy, nasi znajomi wydają pieniążka na huczne wesela, kupna mieszkań i samochodów, a My na przygodę życia, która dopiero przed nami!”

Julia: „Stało się tak, że wyjechałam w podróż dookoła świata i nigdy nie wróciłam. Nie przekonałam się więc, czy faktycznie miałabym do czego wracać, ale – mimo, że odkąd wyjechałam mijają 3 lata, jestem pewna, że nadal ktoś otworzyłby przede mną drzwi. Czemu? Może dlatego, że nie opuszczałam miejsca, w którym dopiero zaczynałam się zadomawiać, tylko dobrze uwite gniazdo? Wiecie o co mi chodzi? Po za tym nie znam osoby, której podróżowanie zaszkodziłoby w karierze, zazwyczaj jest zupełnie odwrotnie. Nie zachęcam nikogo do rzucanie wszystkiego, bo tak, bo ideały, bo życie Piotrusia Pana kusi, ale myślę, że mądre zmiany zawsze wychodzą na dobre, więc czasem warto podjąć ryzyko„.

Na koniec prośba, aby spojrzeć na ten tekst również nieco bardziej uniwersalnie. Nie dla każdego wielkim marzeniem życia muszą być podróże. Każdy z nas codziennie podróżuje na swój własny sposób. Suma summarum chodzi o to, aby żyć tak, żeby rutyna nie zawładnęła naszym życiem. W życiu ważne jest, aby marzenia realizować, żeby do końca nie pozostały tylko marzeniami. Bo drugiej szansy na ich realizację nie dostaniemy.

Zachęcam do śledzenia historii ludzi, przy współpracy których powstał powyższy tekst:

– Asia z 4ever Moments
– Dominika z Hanging around in Asia
– Emilia z Emi w drodze
– Ewelina i Marco z One Way 2 Freedom
– Julia z Where is Julie
– Teresa z Tess Adventure

A jak wygląda wasza historia? Zastanawialiście się kiedyś nad tak radykalną zmianą życia (nie koniecznie podróżą)? A może już takiej dokonaliście? Podzielcie się odczuciami w komentarzach 🙂

[ezcol_1third]zarezerwuj lot[/ezcol_1third] [ezcol_1third]zarezerwuj nocleg[/ezcol_1third] [ezcol_1third_end]wypożycz samochód[/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!

13 Komentarze

  • Szukając słońca

    9 stycznia, 2016

    nie mogę nie skomentować 😉 żeby rzucić korpo i wyjechać trzeba mieć uskładaną kasę. żeby mieć uskładaną kasę, trzeba oszczędzać – patrz: przez jakiś czas nie wyjeżdżać nigdzie ( tymczasem – nie da się, bo człowiek by zwariował jakby nie miał jakiejś odskoczni co kilka miesięcy) no chyba że ma się dobre stanowisko i zarabia kupę kasy; ta masa z open space’u ma małe szanse żeby uskładać….Wniosek – łatwiej rzucić pracę, jak się ma jakieś wysokie stanowisko, choć paradoksalnie zwykle tacy ludzie lubią swoją pracę……Więcej nie napiszę, bo a nóż ktoś z korpo przeczyta 😛

    • Bartek

      9 stycznia, 2016

      I tak i nie… Ja byłem masą z ołpenspejsu, ostatni rok odkładaliśmy kasę na podróż, a jak można zobaczyć na naszym blogu, lub skrótowo w Podsumowaniu Roku to widać, że choć z założenia rzeczywiście mieliśmy nie podróżować tylko odkładać wszystko, to się nie dało :p A w podróż i tak wyjechaliśmy 😉

      • Szukając słońca

        9 stycznia, 2016

        Bartek, no właśnie zależy ile się zarabia na tym open spejsie….ile wydaje na mieszkanie etc. Ile wydaje na wyjazdy w ciągu roku….Ja np umyśliłam sobie, że chcę jechac w Himalaje…i będzie dobrze jak przez rok uda mi się uskładać 😛 a na podróż dookoła świata to nie wiem ile bym musiała składać…albo rzucić korpo i jechac do Norwegii zarabiać jak niektórzy;)

  • TripciakCrew

    23 grudnia, 2015

    Ja swoją pracę bardzo lubię, ale podjąłem decyzję…w lipcu mam nadzieje,że uda się obronić pracę mgr i zaraz po tym składam wypowiedzenie i ruszam w dłuższą podróż, gdzie nie będę musiał się martwić o zbliżający się koniec urlopu, ani nigdzie śpieszyć 🙂
    Pozdrawiam
    Bartek TripciakCrew

    • Bartek

      24 grudnia, 2015

      Pogratulować decyzji! 🙂

  • Ulek w Podróży

    10 grudnia, 2015

    rzuć pracę i jedź w świat… pięknie powiedziane… Może aż tak mi się nie udało, ale mam farta bo tylko pół roku pracuję a drugie 6 miesięcy mam wolne 🙂

    • TropiMy Przygody

      10 grudnia, 2015

      No to jest faktycznie do pozazdroszczenia 🙂

  • Wiola Starczewska

    9 grudnia, 2015

    A ja odwrotnie, a ja właśnie rzuciłam podróże, żeby… pracować:)

    • Bartek

      11 grudnia, 2015

      Hehehe może i na mnie kiedyś taka pora przyjdzie… choć pewnie jedynym powodem będzie to, że trzeba zarobić na kolejne podróże 😉

  • Kinga Madro

    9 grudnia, 2015

    w końcu się doczekałam! 😉 tylko skończę conf calla i czytam, hehe. 😛

    • TropiMy Przygody

      9 grudnia, 2015

      Tekst do przeczytania ASAP 😀

  • Monika Skoczylas

    9 grudnia, 2015

    Ja jeszcze pracy w korpo nie nam. Ale po przerwie rocznej wrocilam na studia i tym razem mysle intensywnie nad rzuceniem tego na stale. Za bardzo wam zazdroszcze tego gdzie jesteście i robicie co lubicie 😉 buziaki z zimnej i ponurej Polski.

    • TropiMy Przygody

      9 grudnia, 2015

      no to życzymy dobrych decyzji, choć do rzucania studiów chyba niekoniecznie namawiamy 😉

Podziel się swoją opinią