Skip to content

TropiMy Przygody


Huśtawki i inne zabawy w Baños

Obrosła już prawdziwą legendą i znalazła się na listach marzeń backpakerów z całego świata. Dorobiła się różnych historii: o tym, jak zabawę zamienia w mrożącą krew w żyłach przygodę dla najbardziej odważnych, o tym, że można z niej spaść czy o limitowanych „huśnięciach”. Huśtawka na końcu świata, bo o niej mowa, to dobry powód, żeby pojechać do Baños. Ale nie jedyny i wcale nie najważniejszy! Wszak Baños ma do zaoferowania znacznie więcej.

Huśtawka tylko dla prawdziwych twardzieli

banos

Ile w powyższych twierdzeniach jest prawdy? Niewiele. Huśtanie się na tej intrygującej huśtawce krwi w żyłach nie mrozi. Co najwyżej tyłek lekko cierpnie, kiedy siedzi się na niej za długo. Bo nikt nie limituje huśnięć, co najwyżej nienawistne spojrzenia innych osób z kolejki mogą odebrać ochotę dłuższego na niej siedzenia. Niemniej doświadczenie to ciekawe i warte sprawdzenia, choćby dla widoku na piękny wulkan Tungurahua (5 023 m n.p.m.), który – swoją drogą – miesiąc po naszej wizycie w Baños wypluł trochę lawy (czemu wtedy tam nie pojechaliśmy? Takie piękne zdjęcia by były!). Poza tym warto dla samej przyjemności pohuśtania się, bo jednak skok adrenaliny – lekki, ale zawsze – można poczuć. No i oczywiście dla tych zdjęć, które potem zbierają setki lajków na fejsbuku. A huśtawka wisi sobie po prostu na drzewie, na którym jest postawiony domek – Casa del Arbol. Obok jest mała knajpka, gdzie można coś przegryźć i wypić kawę, a jak ktoś ma własny namiot, to na trawie może się rozbić na noc za jakąś opłatą. I taki nocleg, z widokiem na Tungurahuę to ciekawa alternatywa dla tych w mieście i dobra okazja, aby zobaczyć wulkan o poranku (wtedy istnieją największe szanse, że jego szczyt wyjrzy na nas zza chmur) i pohuśtać się bez kolejki i nienawistnego wzroku tych, którzy też by chcieli, a jeszcze nie mogą.

Nie samą huśtawką człowiek żyje

Spragnieni adrenaliny będą zachwyceni. Ci, co lubią odpoczywać w gorących źródłach nie będą chcieli z nich wychodzić. Miłośnicy imprez będą non stop balować. Kontemplujący piękną przyrodę będą mogli podziwiać wysokie wodospady, a rowerzyści poczują wiatr we włosach na kolejnych zakrętach w dół. Każdy znajdzie więc w Baños coś dla siebie. My też znaleźliśmy. Dzień przed naszym wyjazdem do Baños napisała do nas Marta z bloga Życie zwane tripem z kilkoma pytaniami o Ekwador. Od słowa do słowa okazało się, że nasze pobyty w Baños się pokryją. No to jak tu się nie spotkać? W piątkowy wieczór wymieniliśmy się historiami i informacjami o krajach Ameryki Południowej (Marta z Witkiem jechali z południa na północ, my – jak wiadomo – na odwrót). I tak się wymienialiśmy aż do 2 w nocy, kiedy to umówiliśmy się na 5 rano, żeby pójść do łaźni. Wszak Baños słynie nie tylko z huśtawki, ale również z gorących źródeł. Po co o 5? Bo wtedy otwierają, nie ma ludzi, więc na pewno będzie super. Po 3 godzinach snu, nie do końca trzeźwi, wcale nie byliśmy pewni genialności tego pomysłu, ale cóż było zrobić – słowo się rzekło. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy po wejściu do łaźni (Las Piscinas de la Virgen, tuż przy wodospadzie Cabellera de la Virgen), w wodach termalnych zobaczyliśmy już jakieś 20 osób. Trzeba przyznać, że rozpoczęcie dnia na przemian w gorących i lodowatych wodach, a do tego widok na rozświetlone nocne Baños, a zaraz potem jaśniejące szczyty otaczające miasto jest wart niewyspania. Mamy więc kolejny powód do odwiedzenia miasteczka, a to wciąż nie koniec listy!

Wodospady

Jak to na Ekwador przystało, wszędzie jest mnóstwo wodospadów – mniejszych, większych, ale zawsze pięknych. Uwagi wart jest szczególnie jeden: El Pailón del Diablo, który nie dość, że jest całkiem spory (ma ok. 80 metrów wysokości), to jeszcze trzeba się troszkę poprzeciskać przez skały, żeby do niego dojść. Ale wysiłek wart jest widoków. To nie jedyny wodospad obok Baños, warto więc przed wyjazdem sprawdzić i inne, żeby zdecydować, które z nich zobaczyć.

Adrenalina… zupełnie inna niż na huśtawce

Baños to miejsce idealne na uprawianie sportów ekstremalnych: skoki na bungee, down hill (zjazdy rowerowe), rafting, kajaki, wspinaczka, tyrolka, paralotnie czy canyoning (w Baños: schodzenie na linach po wodospadach) – do wyboru do koloru! My wybraliśmy canyoning, o czym przeczytacie w tym wpisie. Gdyby nie pogoda, ja poleciałabym też na paralotni, ale warunki wietrzne nie pozwoliły, ku mojemu niezadowoleniu…

A komu w dzień mało wrażeń, może nocami imprezować, bo klubów i chętnych do całonocnych zabaw tam nie brakuje! My (poza wieczorem z Martą i Witkiem) woleliśmy piwko w zacisznym patio z kominkiem w naszym hostelu Santa Cruz z ekstra grafitti na ścianie, miłą obsługą, czystymi pokojami i gorąco wodą pod prysznicem (a tej często nie ma, o czym pisaliśmy we wpisie o tęsknotach w podróży)!

Informacje praktyczne:

  • Do Baños nietrudno dojechać, jako że jest to bardzo turystyczna miejscowość. Autobus z Quito jedzie ok. 3,5 h i kosztuje 4,20$.
  • Do Casa del Arbol można dojść (ale to dość daleka droga i pod górę – ok. 3 godzin). Można też dojechać autobusem Luna Sanchez, który jeździ codziennie (nie wierzcie wikitravel, które pisze, że w weekendy nie jeździ – jeździ 7 dni w tygodniu), 4 razy dziennie: o 6:00, 11:00, 14:00 i 16:00, a wraca o 8:00, 13:00, 16:00 i 18:00. Kosztuje 1$. Odjeżdża z rogu ulic: Pastaza y Luis A. Martinez.
  • Termy Las Piscinas de la Virgen to termy publiczne, są więc tanie w porównaniu do pozostałych SPA, których reklamy będziecie mijać. Wstęp kosztuje 3$, trzeba wypożyczyć obowiązkowy czepek deponując 1$ – oddają 0,50$. Najtłoczniej jest tam wieczorem, dlatego też lepiej wybrać się rano. Mieszczą się przy ul. Montalvo.
  • Wejście na teren Casa del Arbol również kosztuje 1$. Żeby móc zobaczyć wulkan Tungurahua w pełnej okazałości, a nie domyślać się, za którą chmurą się znajduje, najlepiej wstać wcześniej i pojechać autobusem o 6 rano. Unikniecie wtedy też tłumów chętnych na zdjęcie.
  • Do wodospadu El Pailón del Diablo można pojechać rowerami (fajna trasa), które wypożyczycie w każdej agencji turystycznej w mieście (a jest ich na pęczki). Jest też autobus, który kosztuje kilkadziesiąt centów i jedzie jakieś pół godziny do Rio Verde (w kierunku Puyo) Odjeżdża z rogu ulic: Eloy Alfaro y Luis A. Martinez. Potem potrzeba jakiś 30 minut ścieżką w dół, żeby dojść do wodospadu. Wstęp kosztuje 2$.

Szukacie ciekawych miejsc w Ekwadorze? Zajrzyjcie na stronę o Ekwadorze na naszym blogu!

Ten artykuł zawiera lokowanie produktu. O co chodzi? 

Jak Wam się podoba Baños? Jakie rozrywki byście wybrali? Huśtawka, sporty ekstremalne czy może wolicie leniwe leżenie w wodach termalnych?

[ezcol_1third]zarezerwuj lot[/ezcol_1third] [ezcol_1third]zarezerwuj nocleg[/ezcol_1third] [ezcol_1third_end]wypożycz samochód[/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!

14 Komentarze

  • krzysztof krawczyk

    25 października, 2018

    Nic strasznego w dodatku sa zabezpieczenia

  • Kinga

    19 maja, 2016

    Widok przepiękny, ale nie wiem czy by starczyło mi odwagi. Chociaż być tam i nie spróbować, to trochę lipa 😛

    • Koralina

      19 maja, 2016

      Nie jest tak źle, jak wygląda 😉 Ale prawda, szkoda nie spróbować 🙂

  • Marcin111

    17 maja, 2016

    Kurde, ale zazdroszczę Wam tych wypraw 🙂 Ja bym leżał w wodach termalnych, bo mam lęk wysokości 😉

    • Bartek

      18 maja, 2016

      Też mi łatwo na huśtawkę usiąść nie było :p Ale wody termalne to wynagradzają 😉

  • Daria Furman

    17 maja, 2016

    Widok cudowny ale lęk byłby ogromny. Podziwiam

    • TropiMy Przygody

      17 maja, 2016

      Nie jest tak źle jak wygląda 😉

  • Ola

    17 maja, 2016

    Dobra doczytałam. Tyle wrażeń, że zrozumiałe, że kimka dość krótka 🙂

    • Bartek

      18 maja, 2016

      Weekend za krótki na spanie 😉

  • Ola

    17 maja, 2016

    ” I tak się wymienialiśmy aż do 2 w nocy, kiedy to umówiliśmy się na 5 rano, żeby pójść do łaźni. ” Czy Wy tam w ogóle śpicie? 🙂 Czy nie ma czasu? 😀

    • Bartek

      18 maja, 2016

      Doba trochę za krótka :p

  • Grażyna Wudniak

    17 maja, 2016

    ja ze swoim lękiem wysokości nie dałabym rady , ale WIDOKI z huśtawki zapierają dech w piersiach 😀 ZACHWYCAJĄCE 😀

    • TropiMy Przygody

      17 maja, 2016

      [Bartek] mi też nie było łatwo wejść, zwłaszcza za pierwszym razem 😉

    • Grażyna Wudniak

      17 maja, 2016

      TropiMy Przygody i to widać ,Twoją taką ostrożność a Karoli wielką zabawę bez żadnego strachu 😀

Podziel się swoją opinią