Ushuaia zimą. Co robić na końcu świata?
Ushuaia to symboliczny, południowy kraniec świata, a przez to upragnione miejsce wielu podróżujących osób. Większość celuje z wizytą w lato, bo zimą jest ciemno i zimno. My też chcieliśmy tu dotrzeć, najlepiej latem, ale wyszło inaczej. Nie wybrzydzaliśmy więc, ale się dostosowaliśmy do zastanych warunków. Teraz możemy podpowiedzieć, co robić zimą w Ushuai.
Zima w Ushuai przypomina zimę skandynawską. Słońce wstaje o 10 rano, zachodzi o 17. Dnia jest mało, jest zimno, wietrznie (nasz pierwszy lot do Ushuai został odwołany ze względu na zbyt silny wiatr) i śnieżnie. Albo zimno, wietrznie i mokro, bo sporo pada, ale temperatura jest dodatnia, więc śniegu brak. Właśnie takie warunki czekały na nas w Ushuai i była to pierwsza tak ciepła zima od ponad 20 lat. Już byśmy mroźną i białą zimę woleli, bo ten deszcz, czasem przymarznięty do chodników i ulicy uroku południu nie dodawał. Ale pogody się nie wybiera, mogliśmy tylko się do niej dostosować: ubrać kaptury, delikatnie stawiać kroki na śliskich chodnikach i robić swoje, czyli poznawać okoliczną przyrodę.
Ushuaia zimą ma jedną niezwykłą zaletę: jest tu zdecydowanie mniej turystów niż latem. Ci, którzy przylecieli na ten kraniec świata to głównie Brazylijczycy chcący pojeździć na nartach (bo u nich o śnieg trudno). No i my, niewiedzący, co dokładnie chcemy w Ushuai robić, bo trudno było znaleźć informacje na temat zimowych aktywności poza nartami i psimi zaprzęgami 🙂 Skoro w końcu znaleźliśmy, zaplanowaliśmy sobie i przeżyliśmy fajny tydzień na południowym krańcu świata, podpowiadamy wam, co robić w Ushuai zimą.
Rejs po kanale Beagle
Droga, ale absolutnie konieczna atrakcja Ushuai. Kanał Beagle to cieśnina pomiędzy wyspami archipelagu o pięknej nazwie: Ziemia Ognista. Poza pięknymi górami dookoła, wodą i „Latarnią na końcu świata” oglądamy lwy morskie, foki i kormorany, które zamieszkują niektóre z kamienistych wysepek. Latem można też poobserwować pingwiny, zimą jednak ich tam nie ma (my zobaczyliśmy jednego zagubionego pingwina podczas wieczornego spaceru brzegiem cieśniny!), bo udają się jeszcze bardziej na południe (np. Antarktydę). Rejs to wydatek min. 750 pesos od pasażera (czyli ok. 200 zł po obecnym kursie). Warto pytać o bilety tuż przed odpłynięciem (agencje organizujące rejsy mieszczą się w budkach przy porcie), ponieważ w przypadku wolnych miejsc na rejs, można liczyć na zniżkę.
Rada: warto popytać w kilku o dokładną trasę oraz wielkość statku. Niektóre firmy pływają dużymi katamaranami na kilkadziesiąt osób, a inne małymi łodziami dla 7-8 pasażerów. Te pierwsze mogą być tańsze, ale podczas rejsu z tymi drugimi, podpływając do wyspy z kormoranami lub lwami morskimi nie musimy pędzić do burty, żeby mieć dobre miejsce do fotografowania i brak głów współpasażerów na zdjęciach.
Wizyta w parku narodowym Tierra del Fuego
Piękny park narodowy, który kończy słynną „Panamericanę” – drogę ciągnącą się od północy Alaski do samego końca Argentyny (choć przerwaną na granicy Panamy i Kolumbii za sprawą przesmyku Darien). Wstęp do oddalonego od Ushuai o 11 kilometrów parku jest dość kosztowny (zresztą jak wszystko w Ushuai) – 210 pesos od osoby, tak jak i dojazd (bilet na bus kosztuje ok. 200 pesos). Można też pojechać rowerem lub, tak jak my, z agencją (Tierra Turismo) i przewodnikiem, który pokazał nam najciekawsze punkty widokowe i ciekawie poopowiadał o tutejszej faunie i florze. Wyjazd z agencją to koszt od 700 pesos wzwyż w zależności od tego, co dokładnie jest w ofercie. Mówiąc szczerze, to pewnie byśmy się do tego parku nie wybrali, ale ze względu na nadmiar czasu zdecydowaliśmy się i nie żałujemy, choć nic nam tam nie urwało.
Off-road 4×4
Podobnie jak w przypadku wizyty w parku, zapewne nie pojechalibyśmy, gdyby nie nadmiar czasu. Dla nas wyboje na leśnych drogach to żadna nowość ani jakaś wielka przyjemność, ale dla naszych brazylijskich współtowarzyszy off-roadu mieszkających w Sao Paulo, las, dziury w drogach i jeep to było nie lada przeżycie! Odstawiając na bok podskakiwanie na dziurach, reszta wycieczki była świetna: niezwykły las, jezioro i widoki były niesamowite. Do tego zjedliśmy obiad w małym drewnianym domku przy jeziorze (jak przystało na Argentynę był to grill i najlepsze wołowe steki, jakie jadłam w życiu! Bartek natomiast miał przygotowane dobre danie wegetariańskie), wypiliśmy trochę dobrego wina i patrzyliśmy, jak lisy przychodzą pod dom skuszone grillowymi zapachami. Dla tego niezwykłego lasu i obiadu warto było wytelepać się na dziurach! 🙂 Na off-roadzie również byliśmy z agencją Tierra Turismo. Nie zaskoczę was pisząc, że i ta atrakcja nie jest tania, trzeba na nią liczyć ok. 1500 pesos od osoby.
Wizyta w muzeum w więzieniu
W samej Ushuai jest kilka muzeów, do których można zajrzeć w przypadku złej pogody. My poszliśmy do Museo Maritimo y del Presidio, czyli do muzeum w dawnym więzieniu. Zsyłano do niego najgorszych przestępców i wrogów politycznych, bo z tego końca świata trudno było uciec. Dziś w celach można oglądać najróżniejsze wystawy: morską, arktyczną, historii więzienia (są też nieodnowione cele, które poruszają wyobraźnię i dają ogląd w jakich warunkach żyli więźniowie), a nawet sztuki współczesnej. Można w nim spokojnie spędzić kilka godzin i sporo się dowiedzieć o ciekawej historii tego miejsca. Nam się podobało i nie żałujemy wydanych 350 pesos za każdy bilet.
Jazda na nartach lub desce
Narciarstwo i snowboard to główny powód przyjazdu turystów do zimowej Ushuai. Przy mieście istnieje spore centrum narciarskie Cerro Castor z prawie 30 kilometrami tras zjazdowych. Drugie centrum sportów zimowych to Glaciar Martial (po którym latem się chodzi), ale nie ma aż tylu tras, co rozsławiony Castor. Niestety, jazda na nartach na końcu świata to bardzo kosztowna przyjemność, dlatego też my ją odpuściliśmy.
Przejażdżka najdroższym pociągiem świata
Będąc w Ekwadorze i jadąc pociągiem po Nariz del Diablo myśleliśmy, że to najdroższy pociąg świata w przeliczeniu na przejechany kilometr. Myliliśmy się. W Ushuai jest jeszcze drożej. „El Tren del Fin del Mundo” czyli Pociąg na Końcu Świata to taki ładnie odrestaurowany stary zabytkowy pociąg, który przejeżdża… 7 kilometrów pośród lasów parku narodowego Tierra del Fuego. Pociąg pokonuje tę leśną, ale niezbyt jednak malowniczą trasę pośród drzew w jakieś 20-30 minut, a bilet na tę przyjemność kosztuje… bagatela 690 pesos od osoby, czyli jakieś 180 zł! Byliśmy na stacji, widzieliśmy pociąg, widzieliśmy trasę, którą przejeżdża i… nie rozumiemy, dlaczego ludzie tyle płacą, żeby nim pojechać. No ale, kto bogatemu zabroni? 😉
Szukacie ciekawych miejsc w Argentynie? Zajrzyjcie na stronę o Argentynie na naszym blogu!
Ten artykuł zawiera lokowanie produktu. O co chodzi?
Jak Wam się podoba zimowa Ushuaia? Wolicie zwiedzać w zimie czy w lecie? Podzielcie się w komentarzach!
[ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third_end][/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!
4 Komentarze
Pat Gruca
No i bardzo dziękuje, będę tam jutro
TropiMy Przygody
Oooo super, to baw się dobrze! 🙂 Na Chlijską stronę Ziemi Ognistej też się wybierasz?
Pat Gruca
TropiMy Przygody Nie, wracam do Buenos. Muszę trochę odpocząć
TropiMy Przygody
Wrócilibyśmy do Buenos <3 Baw się dobrze!