Na co dzień własna torba na zakupy, kubek na kawę i segregacja śmieci. A na wakacjach? Hulaj dusza, piekła nie ma! Przecież raz w roku mogę odpuścić i się nie przejmować zanieczyszczaniem środowiskiem, prawda? No może. Ale problem w tym, że myślą tak wszyscy. Jak więc mieć ciastko i zjeść ciastko? Podpowiadamy, jak mieć fajne wakacje w duchu zero waste.
Świat mierzy się dziś z wielkimi problemami: Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, groźba wyginięcia miliona gatunków zwierząt i ogromne zanieczyszczenie wód to tylko niektóre z nich. Zastanawialiście się kiedyś, jaki jest wpływ turystyki na środowisko? Jak wasze wakacje dokładają swoje 3 grosze do zanieczyszczenia oceanów? Czy nasze indywidualne, wakacyjne wybory mogą mieć pozytywny wpływ na Matkę Ziemię?
Freeganizm to w dużym uproszczeniu bezgotówkowy sposób żywienia, gdzie zjada się głównie dobre jedzenie odrzucone przez innych z różnych, często mało zasadnych powodów. Ruch zyskuje sporą popularnść i coraz większe ilości fanów zwłaszcza w dużych ośrodkach miejskich, gdzie marnuje się najwięcej jedzenia. Czy możliwy jest również freeganizm w podróży?
Jakiś czas temu zaczęliśmy sobie utrudniać życie. Zupełnie świadomie i z pełną premedytacją. Dlaczego? Bo nie chcemy się dokładać do degradacji naszej planety i chcielibyśmy, żeby nasze dzieci (tak, tak – te, których nie mamy) nie musiały brodzić w śmieciach mocząc stopy w morzu lub oceanie. Co robimy (i co wy możecie zrobić), żeby być bardziej zero waste?
Tak do zera to się raczej nie da (a może się da, tylko my nie umiemy?), ale i tak warto próbować! Wierzymy, że nasze jednostkowe działania mają wpływ na nasze bezpośrednie otoczenie oraz globalnie na planetę. Dlatego właśnie przywiązujemy coraz większą wagę do bycia zero waste w podróży i w życiu codziennym.
Spędziliśmy rok naszego życia mieszkając w pocztówce. Tak, Nowa Zelandia, a w szczególności Wyspa Południowa jest żywcem wyjęta z pocztówki. Jako że nam tęskno za tymi cudownymi obrazami, chcielibyśmy podzielić się nimi z wami. Przed wami najpiękniejsze miejsca w Nowej Zelandii w naszej subiektywnej ocenie.
Puste przestrzenie pomiędzy budynkami wypełniają parkingi, place budowy i sztuka. Parking przy parkingu, budowa przy budowie, mural na muralu. To nie jest typowe centrum miasta. To centrum Christchurch – miasta, które wciąż nie może się podźwignąć po trzęsieniach ziemi, które nawiedziły je w 2010 i 2011 roku.
Są miejsca na świecie, o których odwiedzeniu marzymy latami. Są też takie, które bardzo chcemy zobaczyć, ale jednak z nich rezygnujemy, kiedy na horyzoncie pojawia się możliwość odwiedzenia ich. Zupełnie świadomie i z premedytacją wykreślamy je z listy „do zobaczenia”. Jednym z tych miejsc jest kopalnia srebra w boliwijskim Potosí. Dlaczego nie zeszliśmy pod ziemię?
Jezioro Titicaca było wysoko na naszej liście miejsc do zobaczenia. Sama nie wiem dlaczego. Gdzieś w głowie tkwiło od dawna pod hasłem: „najwyżej położone jezioro żeglowne świata”. Powód dziwny do jego zobaczenia jak każdy inny. A jednak wystarczający. Nie mogło więc zabraknąć jeziora Titicaca na trasie naszej podróży po Ameryce Południowej.
Patrzymy na wielki, drewniany dom w stylu zakopiańskim. W środku restauracja, serwują pierogi, chleb, golonkę z kapustą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jesteśmy na północy Argentyny, w regionie Misiones, w mieście Obera. Mamy niesamowite szczęście uczestniczyć tu w corocznym Festiwalu Imigrantów.