Cabo de Gata – przylądek rodem z westernu
To już ostatni (prawie, bo będzie jeszcze jeden) i najbardziej przeze mnie wyczekiwany wpis andaluzyjski, który sprawia, że serce mi z tęsknoty pęka. Dlaczego? Bo dotyczy Cabo de Gata – przylądka będącego pod ochroną parku krajobrazowego. Ale to nie to świadczy o jego wyjątkowości, to ją tylko potwierdza. Miejsce magiczne, cudowne i niezwykle piękne.
To był nasz ostatni przystanek podczas podróży po Andaluzji, niestety i na szczęście zarazem. Niestety, bo tym bardziej nie mieliśmy ochoty opuszczać Hiszpanii. Na szczęście, bo gdybyśmy trafili tam na początku, to zapewne nie dotarlibyśmy nigdzie indziej i nie poznali znajomych w Sevilli, nie poszukiwali flamingów w parku Doñana i nie zobaczyli lasu kolumn w la Mezquicie. Zahipnotyzowały mnie krajobrazy Cabo de Gata (spójrzcie tylko na te zdjęcia!), wysuszona roślinność i ten westernowy kowboj na koniu, którego z każdym nowym wzgórzem czy kamieniem widziałam, jak się zza niego wychyla. Brzmi śmiesznie, ale skojarzenia miałam trafne. Na Cabo de Gata kręcono niegdyś sporo spaghetti westernów i do dziś są tam nawet wioski, w których te filmy kręcono. Można się cofnąć w czasie, choć my tego nie zrobiliśmy. Woleliśmy poznawać malutkie, rybackie miasteczka i plaże poukrywane wśród wzgórz i skał. I tak byliśmy w Cabo de Gata, San Jose, La Isleta, Las Negras i na plażach oddalonych od miasteczek, jak Playa de Monsul czy El Playazo z dawną twierdzą, przerobioną na… dom! Jak ja bym chciała w nim mieszkać! Ta cisza i spokój, która towarzyszyła nam na przylądku różniła się zupełnie od głośnych i pełnych turystów miast, które widzieliśmy wcześniej.
Chyba mieliśmy sporo szczęścia, bo na Cabo de Gata zawitaliśmy w październiku, totalnie poza sezonem, a pogodę mieliśmy jak podczas upalnego, polskiego lata. Zapewne podczas miesięcy wakacyjnych jest znacznie tłoczniej i, zapewne, mniej przyjemnie. Tym razem jednak mogliśmy rozkoszować się prawie pustymi plażami, spokojnym rytmem miasteczek i nocowaniem na plaży bez konieczności tłumaczenia się, dlaczego i po co, o czym pisałam przy okazji mieszkania w samochodzie.
Cabo de Gata to miejsce obowiązkowe na liście miejsc w Europie, które trzeba w swoim życiu odwiedzić! Szczególnie, że z Polski lata do Andaluzji Ryanair, a na miejscu nie jest tak drogo. 3 godziny w samolocie, kilka w samochodzie lub autobusie i jest się w raju! Mi przylądek Cabo de Gata zapadł w pamięć, że koniecznie, ale to KONIECZNIE będę musiała tam jeszcze wrócić! Tym razem jednak na trekking po tamtejszych górkach, żeby docierać do plaż, do których niczym nie można dojechać (a są tam takie!). Zresztą, zobaczcie zdjęcia, a sami zrozumiecie!
–> Znajdź najtańszy nocleg na Cabo de Gata
I co, miałam rację, zadziwiająco pięknie, nie?
[ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third_end][/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!
2 Komentarze
Travellerka
Piękne miejsce! Jeszcze nie byłam w Andaluzji i chyba czas najwyższy to zmienić 🙂
koralinatropiprzygody
Koniecznie!Nie pozalujesz:-)