Dziś zdjęcia z Mołdawii, tradycyjnie już z opóźnieniem. Tym razem jednak, po raz pierwszy i może nie ostatni, wpis i podpisy zdjęć dwujęzyczne, ponieważ podzielę się nimi również z moimi nowymi znajomymi ze szkolenia.
W ramach przerwy w zajęciach i żeby poznać kawałek Mołdawii pojechaliśmy wczoraj do monasteru Orcheiul Vechi i do Kiszyniowa. Miło było wrócić po roku w te miejsca, chociaż Kiszyniów wciąż nie zachwyca. I pewnie tak zostanie jeszcze co najmniej kilka lat. To, co mnie zachwyciło to La Placinte, czyli restauracja, którą odkryliśmy i polubiliśmy rok temu.
Do dopełnienia relacji z podróży po Rumunii, Mołdawii i Ukrainy zabrakło już tylko zdjęć. A zatem oto i one.
Oczywiście, nie obyłoby się bez „problemu” na granicy. Tym razem zgoła innego: przekraczamy granicę ukraińsko-mołdawską, Ukraińcy przepuszczają nas praktycznie od razu. Przejeżdżamy kilka kilometrów do mołdawskiej części, a tam problem. Bartek dostał pieczątkę w paszporcie, że opuszcza Ukrainę. Dostał dlatego, że przy wjeździe mu wbili, więc i przy opuszczaniu kraju przybili stempelek. Ja przy wjeździe nic nie dostałam, nie wiedzieć dlaczego, więc i przy wyjeździe nic mi nie wbili. No i jest problem…
Kategorie Rumunia
Jadąc przez Babadag w Deltę Dunaju
Wczoraj spędziliśmy jeszcze godzinę rano na plaży, a potem ruszyliśmy w drogę do Delty Dunaju. Po drodze mijaliśmy Babadag. Nic w nim specjalnego.
Sobotę spędziliśmy bardzo leniwie. Wraz z Benoit wybraliśmy się nad jezioro Snagov niedaleko Bukaresztu. Na jeziorze znajduje się niewielka wyspa z małym monastyrem, w którym, podobno, znajduje się grób Draculi. Na wysepkę można tylko dopłynąć stateczkiem, ale jakoś wtedy akurat nie pływał.
Pitesti to brzydkie miasto. No chyba, że ktoś jest fanem betonu i licznych pozostałości z czasów komunizmu, to wtedy będzie zachwycony. „Zwiedzenie” Pitesti zajęło nam jakieś 30 minut, wliczając w to wizytę w parku. I nic nie pominęliśmy, bo byliśmy z rodowitą mieszkanką miasta.
Dojechaliśmy do Pitesti. Z Sibiu udaliśmy się Szosą Transfogarską. Wprawdzie 160 km zamiast w 2,5 godziny przejeżdża się w 4, ale jest warta tego. Dlaczego? Bo idzie przez najwyższe pasmo rumuńskich Karpat. Oto i ona:
Wszystkim, którzy narzekają na polskie drogi, spieszę donieść, że naprawdę nie jest z tym tak źle i nie jesteśmy na szarym końcu Europy. Słowacy mają porównywalne szosy, Węgrzy trochę tylko lepsze, a Rumunia… Tutaj, jak robią drogę to tylko połowę jednego pasa (bo reszta chyba była całkiem dobra ich zdaniem). W sumie poniekąd jest to logiczne – droga najbardziej niszczy się od zewnętrznej strony, środek zostaje dobry, no to po co całość robić? Zostaje więc tylko półtora pasa dla obustronnego ruchu… Wystarcza. Bo musi. Po co więc na Zachodzie buduje się szerokie drogi? Półtora pasa jest wystarczające!