
4 nad ranem, śnieg mocno zacina, droga śliska. Trójka pasażerów śpi, Karola prowadzi samochód, jadąc nie więcej niż 40 km/h. Nagle budzi nas gwałtowne szarpnięcie, o mały włos nie uderzam głową w szybę, za którą widzę niebezpiecznie zbliżające się drzewa. Miewałam w życiu lepsze pobudki i zanim orientuję się, co się stało, samochód już stoi. Problem w tym, że nie na drodze, tylko w zaspie śnieżnej na poboczu. Koła kręcą się w miejscu, auto ani drgnie, a my jesteśmy o 4 nad ranem głęboko w Laponii, przy drodze, na której ostatni samochód mijaliśmy… jakieś 2 godziny wcześniej!