
Piasek, deska i pisco. Sandboarding w oazie Huacachina w Peru
Piasek ciągnie się kilometrami, na horyzoncie zachodzi słońce. Stajesz na skraju wysokiej wydmy. Kładziesz się na deskę snowbordową i… lecisz na niej w prosto w dół. To nie dziwny sen, tylko sandboarding w oazie Huacachina, w Peru.
Zjeżdżając z zielonych i pięknych gór rezerwatu Nor Yauyos-Cochas, krajobraz zaczął się diametralnie zmieniać. Najpierw mijaliśmy suche, kamieniste góry, a potem zrobiło się płasko, gorąco i piaszczyście. Wjechaliśmy na teren peruwiańskiej pustyni. Tutejszy piasek przyciąga do siebie turystów co najmniej z kilku powodów: sandboarding, relaks w gorącej oazie oraz produkcja słynnego peruwiańskiego (tudzież chilijskiego – wciąż się spierają, kto zaczął!) trunku: pisco. No to po kolei!
Sandboarding w Huacachina
Trzeba powiedzieć od razu, że sandboarding do najbezpieczniejszych sportów nie należy. Jeśli ktoś śmiga na desce, to wypożycza sobie taką z butami i jeździ po wydmach bez większego ryzyka niż zimą. Jeśli jednak ktoś (jak my) śmiga na nartach, a nie na desce, to jedzie na wydmy z agencją i zjeżdża po piachu… kładąc się na desce bez wiązań do butów, a jedynie z dwoma sznurkami, których trzeba się mocno trzymać. Żadnego kasku, żadnego zabezpieczenia szczęki (nasza kumpela przygrzmociła szczęką w zawinięty kant deski. Bolało). Żeby nie zedrzeć sobie skóry na rękach, co może się zdarzyć, jeśli deska się wyślizgnie, organizatorzy zalecają mieć odzież z długim rękawem. Podpisuje się też papierek o braku odpowiedzialności organizatorów. Twoje ryzyko – Twoja sprawa. No więc po co w ogóle się w sandboarding bawić? Bo jest fajnie! 🙂 Prędkość, wiatr (i piasek) we włosach, trochę pozytywnego strachu i sporo radości. Mnie się podobało, bo ja lubię takie zabawy, ale chyba drugi raz bym się nie zdecydowała – wolę latać na paralotni, łazić po wodospadach czy szaleć na nartach, ale mając nad nimi kontrolę. Bo nad deską prującą w dół po piasku żadnej kontroli się nie ma.
Nie trzeba jednak zjeżdżać, można pojechać dla przyjemności przejechania się „buggy car” (czyli dziwnym pojazdem prawie jak z Mad Maxa) po wydmach, bo właśnie tymi samochodami dojeżdża się na górki do sandboardingu. Wielu osobom dostarcza to adrenaliny, ale mnie rzucanie w samochodzie po wertepach, dziurach czy wydmach zbytnio nie bawi. Dostarcza mi to co najwyżej przewracania obiadu w żołądku, jeśli taki wcześniej się tam znalazł.
Relaks w oazie Huacachina
Oaza to kilkanaście budynków otaczających niewielkie jeziorko. Palmy, piasek, piękne zachody słońca nad pustynią. Można by tak długo sobie odpoczywać, gdyby nie jeden drobny szczegół. Oaza to miejsce początku i końca wszystkich buggy wyjazdów na wydmy, a zatem rano i po południu (większość agencji wyjeżdża dwukrotnie w ciągu dnia) panuje tu tłok i ogólnie pojęty chaos. No i większość budynków to hotele, hostele, restauracje i puby, więc na ciszę i spokój nie ma co liczyć. My jednak swój pobyt przedłużyliśmy, bo potrzebowaliśmy popracować trochę nad blogiem, a w oazie było przyjemnie gorąco i wieczorem mogliśmy podziwiać zachody słońca, popijając wino na wydmach.
Pisco i winnice
Skoro o winie mowa, Huacachina to dobre miejsce na wycieczkę do pobliskich winiarni i destylarni, gdzie produkuje się pisco i wina tradycyjnymi sposobami. Można znaleźć jedną z wytwórni, a można za niewielkie pieniądze pojechać z agencją do kilku z nich. Po krótkiej historii i opowieści o procesie wytwarzania wina i pisco następuje to, co tygryski lubią najbardziej, czyli degustacja! Nasza była na tyle udana, że kupiliśmy dwie butelki pisco: z marakują oraz pomarańczą i cynamonem wewnątrz butelki – najlepsze, jakie piliśmy!
Szukacie ciekawych miejsc w Peru? Zajrzyjcie na stronę o Peru na naszym blogu!
Lubicie ekstremalne zabawy, jakie? Podzielcie się w komentarzach!
[ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third]
[/ezcol_1third] [ezcol_1third_end]
[/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!
2 Komentarze
Kamila Kowalewska
pozjeżdżałabym!
TropiMy Przygody
My jeszcze też, frajda nieziemska, zwłaszcza z tych najwyższych wydm 🙂