Uluru. Czerwone Serce Australii. Wielka, czerwona skała stoi pośrodku bezkresnego, australijskiego interioru. Obok Opery w Sydney to właśnie Uluru było czymś, co od dziecka kojarzyło mi się z Australią. Czymś tak niedostępnym i dalekim, a jednocześnie na swój sposób magicznym, elektryzującym, owianym tajemnicą i historią, iż nie mogłem się doczekać dnia, gdy w końcu tam dotrę. No i się doczekałem. Zabieramy was dziś w podróż w sam środek rozgrzanego do czerwoności serca australijskiego Outbacku: Uluru, od wieków świętego miejsca Aborygenów, a obecnie miejsca „must see” setek tysięcy turystów. Ale po kolei.
Powiem szczerze, nie lubimy dużych miast. Nie za bardzo chcemy nawet w nich mieszkać, choć czasami musimy. Ale z Sydney jest inaczej. Nigdy byśmy nie podejrzewali, że może nam się tak dobrze mieszkać w mieście tej wielkości. Co więcej, wyobrażamy sobie, że moglibyśmy do tego miasta wrócić pomieszkać dłużej. I to pomimo braku poważnych gór w okolicy! Co nas tak urzekło w Sydney? Zapraszamy na spacer po największym mieście Australii!
Przylecieliście do Australii, jesteście w Brisbane i co, cały czas pada? Chcecie jechać gdzieś, gdzie nie jest tak wigotno? Okazja czeka tuż za rogiem, trasa z Brisbane do Sydney to wstęp do dalszego podróżowania po Australii dla wielu, którzy właśnie przylecieli do kraju Down Under. Ruszamy w drogę!
Kanada, drugi co do wielkości kraj świata, przerasta rozmiarem nie tylko całą Europę, ale i wakacyjne możliwości większości turystów. Co więcej, ogarnięcie tego kraju wykracza poza możliwości przeciętnego Kanadyjczyka. Co więc zrobić, gdy w standardowych 2 tygodniach chcemy wycisnąć z Kanady jak najwięcej i właśnie wylądowaliśmy w Vancouver, wrotach do Zachodniej Kanady? Odpowiedź jest jedna: trasa do Whistler (i kawałeczek dalej) ciągnąca się wybrzeżem oceanicznym oraz górami, zwanej marketingowo Sea to Sky Highway. Droga najeżona jest atrakcjami tak bardzo, że sama w sobie może robić za porządne wakacje, a przejechanie jej może wam zająć od jednego dnia w wersji turbo szybkiej do nawet tygodnia 😉 Ale po kolei.
Brisbane przywitało nas ciemnymi, burzowymi chmurami, które bynajmniej nie trzymały nas długo w niepewności, czy lunie, czy nie. Przez cały nasz pobyt w mieście z przerwami padało, wiało, albo jedno i drugie. Ale nic to, nie przesiedzimy przecież naszych pierwszych paru dni w Australii zamknięci w czterech ścianach. Swoje trzeba wychodzić, kurtki przeciwdeszczowe mamy, więc zwiedzanie Brisbane może odbyć się równie dobrze w deszczu. I tak właśnie było.
Mówię: road trip po Nowej Zelandii, widzę: nieziemskie widoki zza szyb, prawie puste drogi, tylko my i samochód. Wymarzone wakacje, prawda? Patrząc na nie jednak bardziej przyziemnie, zwiedzanie Nowej Zelandii samochodem ma sens, biorąc pod uwagę niezbyt dobrze rozwiniętą komunikację międzymiastową na obu wyspach. Tylko jak to zorganizować i na co zwrócić uwagę podczas planowania?
Jedziecie na wakacje do Kanady albo na Kamczatkę, tudzież w Tatry. Słońce świeci, jest przyjemnie, ruszacie na szlak i… stajecie twarzą w twarz z niedźwiedziem. I to nie jest spotkanie z serii nieoczekiwanych i miłych, jak przybicie piątki na ulicy z Tomaszem Kotem, ale raczej jak selfie „na misia” z Tomaszem Karolakiem. Lepiej unikać. Ale co, jeśli w takiej sytuacji już się znaleźliście i nie ma jak się z tego wykręcić? Wiesz, co zrobić, gdy gdy spotkasz niedźwiedzia na szlaku? Nie? A więc poniższy przewodnik jest właśnie dla Ciebie!
Park Narodowy Banff w Kanadyjskich Górach Skalistych to prawdziwy czad i chyba nikogo, kto tam był, wybiera się, albo chociaż widział zdjęcia okolicy przekonywać do tego nie trzeba. Do tego, że Góry Skaliste latem czy zimą są super to fakt, ale co zrobić w przerwie pomiędzy sezonami, gdy już trochę za późno na kąpiele w górskich strumykach, ale za wcześnie na jazdę na nartach?
Freeganizm to w dużym uproszczeniu bezgotówkowy sposób żywienia, gdzie zjada się głównie dobre jedzenie odrzucone przez innych z różnych, często mało zasadnych powodów. Ruch zyskuje sporą popularnść i coraz większe ilości fanów zwłaszcza w dużych ośrodkach miejskich, gdzie marnuje się najwięcej jedzenia. Czy możliwy jest również freeganizm w podróży?
Poważnie. Mount Taranaki to z pewnością jeden z tych wulkanów, którym mogłoby przewrócić się w głowie od nadmiaru fajności. Gdyby tylko miał głowę, a nie stożek wulkaniczny. Nie jeden powiedziałby, że sodówa mu uderzyła do głowy, a to już grozi erupcją. No i jeszcze wydaje mu się, że jest w Japonii… Chcecie wiedzieć dlaczego i o co w ogóle kaman?