Tarija – stolica boliwijskiego wina
Wina boliwijskie nie są zbyt znane na świecie. Z Ameryki Południowej najbardziej popularne są wina chilijskie i argentyńskie. A kto słyszał o tych boliwijskich? My też nie, dopóki nie znaleźliśmy się w Boliwii. Do Tarija, stolicy regionu winnego, jechaliśmy rozwalającym się autobusem tylko po to, żeby skosztować tutejszych win u źródła.
Boliwia ma 3 stolice. Sucre jest stolicą administracyjną, La Paz – polityczno-biznesową, a Tarija to ta najważniejsza, stolica wina. Leży na południu Boliwii, całkiem niedaleko granicy z Argentyną, w regionie, którego klimat pozwala na uprawę winorośli pomimo wysokości.
„Vino de altura”
Wina boliwijskie są nietypowe ze względu na położenie geograficzne, na którym powstają. Winogrona dojrzewają na wysokości pomiędzy 1 500 a 3 000 m n.p.m., co powoduje unikatowe warunki, a tym samym smak win. Dlatego mówi się o nich „vinos de altura”, czyli w wolnym tłumaczeniu: wina wysokościowe. Tutejsze wina wygrywają różne konkursy, są eksportowane na cały świat, choć większość zostaje jednak na miejscowym rynku. Głównymi szczepami są Cabernet Sauvignon, Merlot, Malbec i Tannat (czerwone) oraz Chardonnay, Sauvignon Blanc i Riesling (białe), ale można liczyć również na inne szczepy. Produkcja win w regionie od kilku lat jest również jedną z promowanych atrakcji turystycznych Boliwii, stworzono nawet szlak winny: La Ruta del Vino y Singani del Altura”.
Szukacie innych, ciekawych miejsc w Boliwii? Zajrzyjcie na stronę o Boliwii na naszym blogu!
Singani
Poza winami produkuje się tutaj singani, czyli destylat z odpadków z procesu produkcji wina, odpowiednik peruwiańskiego i chilijskiego pisco oraz włoskiej grappy. Singani kosztujemy w dwóch wersjach: czyste, które jest całkiem mocne (potrafi mieć między 30 a 60%) oraz w postaci drinka: zmieszane z tonikiem i z dodatkiem limonki. W smaku ok, choć my akurat z winogron wciąż preferujemy wina 🙂 Singani dostępne jest w kilku wersjach jakościowych (a co za tym idzie cenowych), w zależności od powtórzeń procesu destylacji oraz jakości winogron, z których resztek powstają. Wiecie, ile kosztuje butelka (0,75L) z limitowanej edycji 15-letniego Singani jednego z flagowych producentów tego trunku w regionie (Casa Real)? Dodam, że obecnie można ją kupić już tylko w Casa Real. Tylko 150 BOBów (obecnie ok. 80 zł)! Mało jak na taką wyjątkowy i limitowany trunek. Nawet chcieliśmy kupić ją w prezencie dla naszych rodziców (już wtedy – w czerwcu – wiedzieliśmy, że jesienią zawitamy do Polski), ale – nie oszukujmy się – nie dotrwałaby i bynajmniej nie ze względu na ograniczoną pojemność plecaków 😉
Szlakiem winnym
Pojemność plecaków nie przeszkodziła nam w zakupie win, ale tych nie planowaliśmy zbyt długo ze sobą wozić. Wszak przyjechaliśmy do Tarija pić tutejsze wina, zgodnie z miejscowym powiedzeniem, fajną grą słowną, która oczywiście nie ma sensu po polsku, ale i tak przetłumaczę: „si vino a Tarija y no tomó vino, entonces a qué vino?” (skoro przyjechałeś do Tarija i nie pijesz wina, to po co przyjechałeś?). No właśnie po to, żeby pić wina. No to jedziemy na szlak winny!
Częścią Ruta del Vino są winnice położone w Valle de la Concepción, do których się wybraliśmy się na degustację. Poszliśmy na łatwiznę i wykupiliśmy wycieczkę w hostelu, w którym zostawaliśmy. Pierwsza winnica, Campos de Solana (jeden z większych producentów w regionie), trochę nas rozczarowała. Po krótkiej wycieczce po winnicy i opowieściach o procesie produkcyjnym, przeszliśmy do pokoju degustacyjnego. Przewodniczka opowiada o różnych nutach smakowych poszczególnych szczepów, po czym pyta, którą butelkę ma otworzyć do degustacji… Ale zaraz, to otworzy tylko jedną? Degustacje, które znamy polegają na tym, że próbujesz kilku różnych win, żeby móc ocenić ich smak, a potem kupić tę, która najbardziej Ci odpowiada. Tak czy siak, decydujemy się na zakup jednego z win. Znowu jesteśmy zaskoczeni przystępnością cen najdroższych butelek: te najlepsze, limitowane i nagradzane na konkursach kosztują maksymalnie 140 BOBów, czyli jakieś 75 zł.
Później jedziemy do Casa Real, gdzie kosztujemy singani i rezygnujemy z zakupu 15-letniego trunku. Ostatnia winnica w trakcie naszej wycieczki jest zdecydowanie najciekawszą. To Casa Vieja („stary dom”), w którym produkcja wciąż odbywa się tradycyjnymi metodami. Nie znajdziemy tu wielkich maszyn i zbiorników na wino, a beczki i deptanie winogron gołymi stopami. Miejsce niepozorne z zewnątrz, ale wielkie w środku. Można sobie tutaj nawet zorganizować wesele. Czad, nie? Tutaj degustacja odbywa się w ciekawy sposób i próbujemy kilku różnych szczepów wina i singani. Cała nasza grupa (6 osób) staje w kręgu, jest tylko jeden kieliszek. Mistrz ceremonii napełnia kieliszek i podaje pierwsze osobie mówiąc: „te invito” (zapraszam Cię), a ta, patrząc w oczy zapraszającemu odpowiada „salud” (na zdrowie) i kosztuje troszkę z kieliszka, po czym odwraca się do kolejnej osoby i w ten sam sposób ją zaprasza do degustacji. Ostatnia osoba dopija wszystko do dna. Jak ktoś zapomni powiedzieć swoją kwestię, opróżnia kieliszek. Oczywiście, było przy tym trochę śmiechu, a sztywna atmosfera w grupie w końcu się rozluźniła. Casa Vieja nas urzekło na tyle, że któregoś marca tam wrócimy. Dlaczego akurat w marcu? Bo wtedy odbywa się winobranie i wielkie winne imprezy. Z opowieści wydają się świetne, więc fajnie byłoby wziąć w nich udział i przekonać się na własnej skórze, a raczej głowie.
Lubicie degustować wina? Które regiony winne najbardziej przypadły wam do gustu?
[ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third_end][/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera ???? Dziękujemy!
5 Komentarze
Przemysław Czatrowski
z racji tego, że ostatnio raczę się gin + tonic, to chętnie spróbowałbym tego w wersji z singani 🙂 A co do cen – nie tak dawno na lotnisku w sklepie bezcłowym widziałem chłodziarko-sejf z butelkami czerwonego wina z Napa Valley z 1986 roku. Jedyne $2400 za sztukę 😉
Przemysław Czatrowski
no trochę mi witki opadły jak zobaczyłem tą cenę 😉
No i zastanawiam się, że z tych 60pln we Wrocławiu, większość to marże i transport. Wniosek? Trzeba jechać samemu, marża odpada, transport ludzia trochę droższy niż butelki wina, ale przy okazji można i kawałek świata zobaczyć 😉
Przemysław Czatrowski
i co więcej, dużo lepiej smakuje to na miejscu 😉
TropiMy Przygody
Oh Wow 🙂 My kiedyś we Wro zobaczyliśmy butelkę wina, która w Chile kosztowała ok. 7pln, we Wrocławiu… 60… no ale kawałek świata przeleciała 😉
My etap gin + tonic mamy dawno za sobą, ale singani w takiej wersji było całkiem smaczne, smakowałoby Ci 🙂
TropiMy Przygody
Dokładnie! Tylko potem jest ten problem, że jak wrócisz i chcesz znowu to wino wypić i znajdziesz je w sklepie, to łapiesz się za głowę, bo wiesz, ile on kosztuje na miejscu 🙂