Witam w Nowym Roku!
Ledwie się zaczął, a na blogu już kurz i pustostan. Nie bez powodu jednak. Od początku roku bowiem mnie nie było, wróciłam, ale prawie od razu znów mnie nie było, a później byłam, ale nie miałam czasu. I tak zleciało pół miesiąca. A gdzie byłam? No oczywiście najpierw w zapowiadanej tu Ljubljanie. Było cudownie! Takie wakacje w samym środku zimy (przynajmniej tej kalendarzowej). Wakacyjnie czuliśmy się głównie dlatego, że pojechaliśmy do Piranu nad morze, gdzie słońce pięknie świeciło, a fale i śródziemnomorska zabudowa uliczek przypominały o wakacjach.
Ale zacznijmy od początku. W środę, 28.12, pojechaliśmy do Raciborza do Ani. W czwartek o 12 mieliśmy wyjeżdżać z Ustronia w piątkę: Ania, Justyna, Arek, Bartek i, oczywiście, Ja. My w Ustroniu byliśmy po 11. A jeszcze to, jeszcze tamto, jeszcze pyszne naleśniki w najlepszej naleśnikarni, jeszcze to, jeszcze tamto i wyjechaliśmy…o 15. Mała, 3-drzwiowa Toyota, którą jechaliśmy 800 km nie była największym i najbardziej komfortowym samochodem, jakim kiedykolwiek jechałam, ale za to bardzo wesołym. Dojechaliśmy bez problemów. Kolejnego dnia wybraliśmy się do tego urokliwego Piranu i w drodze powrotnej zahaczyliśmy o Triest, w którym zjedliśmy pyszną, prawdziwie włoską pizzę.
W ogóle to był wyjazd dobrego jedzenia: najpierw naleśniki w Ustroniu, potem pizza we Włoszech, później niesamowita chińszczyzna, następnie deser w Bledzie i na koniec kruhki w Kranj. Był to też wyjazd prezentów. Od Justyny dostałam (i Ania również) rękawiczki, od Bartka pół pierścionka, w kawiarni dostaliśmy takie duże zapalniczki, a w knajpie, w której jedliśmy kruhki – po kieliszku nalewki truskawkowej. No miło tak. Był to też wyjazd, podczas którego po raz pierwszy tańczyłam na środku mostu, między samochodami, ciesząc się wraz z Serbami, że to nowy rok. A oni przygrywali na akordeonie. I w końcu był to wyjazd, na którym spotkałyśmy się ponownie z Uroszem (to ten, co zabrał do Puli na stopa mnie i Anię, chociaż jechał do Kopru i Pula nijak nie była mu po drodze).
No nie chciało się wracać. Choć tym razem w bardziej komfortowych warunkach, bo tylko w 4 osoby.
I tylko wróciłam, musiałam przepakować plecak, bo kolejnego dnia czekała mnie praca. Tym razem naprawdę męcząca. Ale za to hojna:) Jak zwykle już, musiałam czegoś zapomnieć. Niegdyś nie wzięłam pasty do zębów, później szczoteczki, a tym razem wzięłam komputer, ale bez kabla. Tym sposobem pozbawiłam się planów porobienia czegoś wieczorem w komputerze, np. pisania na blogu 🙂
7 Komentarze
MA
A gdzie mój obiecany wpis he?
rysiek
mmmm…ale sie rozpisałaś… dopiero 25 stycznia, a tu już jeden wpis z tego roku….wygląda mi, że idziesz na rekord 😉
wudu
kto Cie tam wie
DoubleM
Ejj…ale jak Ty się zajadasz to mi nie rośnie!
DoubleM
Jedzenie pyszne- a dupa rośnie:) Pozdrawiamy
koralinatropiprzygody
chyba Tobie;)
mama
super , że Będziesz więcej pisać – dzięki za nowe wiadomości . Czy to była knajpa,czy restauracja,a
może bar? Prezenty – to takie miłe i w Nowym Roku,ooooooooooooooooooooo…………….,ale pół
pierścionka – jak to , dlaczego? Ten taniec mi się spodobał – jesteś Wielka i zdolna , a do tego bardzo pracowita – uściski , buziaczki taneczna Koralino.