Londyn (trochę) wegetariański
Wypady na zachód Europy powinny być (i są) dużo łatwiejsze dla osób wege. Wybierając się w dalsze podróże najlepiej dobrze zapoznać się z bezmięsnymi daniami lokalnej kuchni. Z tymi krótszymi wyjazdami, zwłaszcza na zachód jest łatwiej, bo przecież wiadomo, że podobnie jak i u nas zawsze coś zjemy. Czy aby na pewno? Przyznajcie, czy nie mieliście tak już co najmniej tysiąc razy, że spacerując po jakimś mieście mijaliście wiele fajnych wege barów/restauracji, ale w momencie, kiedy akurat zgłodnieliście, w Niemczech z każdego szyldu spoglądały na was curry wursty, w Anglii fish & chips, we Francji foie gras, a w Hiszpanii chorizo? W tym wpisie, w przeciwieństwie do opisu kuchni wege w Gruzji, nie będę przedstawiał konkretnych potraw, ale opcje na zjedzenie wege posiłku w Londynie. A tych jest całkiem sporo.
Hale targowe i markety
Za przykład niech posłuży tu Borough Market. Jedno z miejsc, do którego wręcz nie wypada się nie wybrać będąc w Londynie. Oprócz wielu różnych produktów, jakie możemy tam kupić (tysiące warzyw i owoców z farm ekologicznych, sery, produkty wegańskie jak tofu czy seitan, przyprawy czy musztardę figowo-jakbłkową) mamy do wyboru wiele małych stoisk i barów serwujących wege potrawy, głównie lunchowe porcje, z wielu różnych zakątków świata. Okazuje się, iż jest to w okolicach poranka i południa bardzo popularne miejsce, aby wpaść i zabrać jedzenie na wynos.
Chińska dzielnica
Są miejsca, gdzie w ciemno kierować się możemy, gdy żołądek dopomina się o swoje. Jednym z takich miejsc jest China Town, na ulicach którego z każdego rogu ulicy spoglądają na nas bary i restauracje serwujące w dosyć przystępnej cenie potrawy kuchni nie tylko chińskiej, ale również (w obrębie China Town i okolicy) japońskiej, koreańskiej i wielu innych. Kuchnia ta gwarantuje praktycznie równie szeroki wybór opcji wegetariańskich i wegańskich.
Bary i restauracje serwujące kuchnię z każdego zakątka świata
Londyn przez duże zróżnicowanie kulturowe oferuje praktycznie niewyczerpalne bogactwo kuchni z całego świata. Każdy kontynent w zasadzie (może z wyjątkiem Antarktydy, choć pewności nie mam) posiada w tym mieście bardzo silną reprezentację. Już sama ilość restauracji tajskich oraz hinduskich (jednych z moich ulubionych ze względu na smaki i szeroki wachlarz opcji bezmięsnych) przyprawiać może o zawrót głowy, a to dopiero wierzchołek góry lodowej. Bardzo pozytywnym aspektem londyńskiej gastronomii jest fakt, iż bardzo wiele restauracji kojarzonych raczej z mięsną kuchnią (może po części ze względu na modę na wegetarianizm, zdrowy styl życia, a może ze względu na to, że wegetarianie stanowią na Wyspach ok. 10% konsumentów i pomijanie ich potrzeb w menu to po prostu mniejszy dochód), oferuje opcje wegetariańskie (liczba mnoga użyta nie przez przypadek), co bardzo ułatwia funkcjonowanie w „mieszanym” towarzystwie 😉
Weekendowe targi/specjalne eventy/food village
Spacerując po Shoreditch natknęliśmy się na coś, co od razu podbiło moje serce. W starej hali przemysłowej urządzono niedzielny market, w którym na ok. 30 stanowisk przeszło 20 serwowało kuchnię wegetariańską z wielu różnych stron świata. Ceny, jak na Londyn, bardzo przystępne, zwłaszcza jeśli chcielibyście spróbować więcej niż jednego dania. Całkiem niedaleko trafiliśmy na wielki namiot rozbity między budynkami, tzw. „food village” również oferujący bogatą paletę dań przygotowywanych na oczach klientów. Największą ciekawostką dla mnie były wegańskie dania z Etiopii. Pomiędzy oboma miejscami (w połączeniu z niedzielnym targiem, instalacjami artystycznymi oraz mniejszymi eventami) rozłożonych było wiele małych straganów, również oferujących wege jedzenie. Spróbowanie tych wszystkich potraw zajęłoby co najmniej tydzień.
Street food/ jedzenie z „bud”
Podczas jednego ze spacerów dotarliśmy na Soho. Dzięki znajomej trafiliśmy do małego, tajskiego baru (w środku 2 stoliki), w którym nie dość, że zjedliśmy bardzo smacznie, to jeszcze dosyć tanio (gdy w Londynie płacisz za obiad 3 funty, to jest to naprawdę coś). Miejsc podobnych do tego jest z pewnością tysiące, szkopuł tylko w tym, że często te najfajniejsze ulokowane są w małych, bocznych uliczkach (możliwe, że ze względu na niższe czynsze) i trafić do nich nie jest łatwo, także raz znaleziona knajpa trafić powinna do naszego notesu. Osobnym tematem jest „jedzenie uliczne” sprzedawane przeważnie z mobilnych punków (garkuchni, jakby to kiedyś się powiedziało), coraz lepiej znane i bardziej popularne również w Polsce, zwłaszcza w dużych miastach, gdzie organizowane są specjalne festiwale street foodowe/food truckowe.
Małe, całodobowe bary, głównie serwujące kuchnię azjatycką oraz kebaby
Domena każdego dużego, europejskiego miasta, często wybawienie dla naszych żołądków, gdy przypomnimy sobie nieco później (np. po północy), że bez jedzenia to spać nie pójdziemy. Opcje te dobre są jednak nie tylko na gastrofazę, ale stanowią jedną z tańszych opcji na regularny obiad. Za 3-4 funty jesteśmy w stanie najeść się specjałami kuchni chińskiej, hinduskiej (w szybkiej odmianie) tudzież falafelem, hummusem czy veggie burgerem. Miejsca te mogą nie być pierwszym wyborem wielu ludzi (zwłaszcza, jeśli ktoś nie do końca jest przekonany do kupowania jedzenia w miejscach, gdzie podaje się mięso), ale z racji na bardzo gęstą ich siatkę (w niektórych miejscach wręcz trudno określić gdzie kończy się jedno miejsce, a zaczyna drugie) i całodobowy tryb pracy mogą okazać się ostatnią deską ratunku 😉 Co ciekawe zaobserwować tu można największą rywalizację: obok „King XXL Falafel” stoi „Super King XXXL Falafel”,a przy „The best Chinese food” „The best of the best Chinese food and more…” 🙂
Oczywiście jedzenie to tylko przystanek pomiędzy spacerowaniem, imprezowaniem, doświadczaniem, poznawaniem, ale o tym akurat przeczytacie w tekście o Londynie (trochę) nieoczywistym autorstwa Koraliny 🙂
[ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third][/ezcol_1third] [ezcol_1third_end][/ezcol_1third_end] Jeśli zarezerwujecie lot, noclegi lub samochód za pomocą powyższych linków, my dostaniemy parę groszy. Waszej rezerwacji nie zrobi to różnicy, a my wprawdzie kokosów nie zarobimy, ale zawsze na jakiś obiad czy wino się uzbiera 🙂 Dziękujemy!
4 Komentarze
Europaka
Super sprawa, sam jestem wege a niebawem wybieramy się do Londynu i myślałem, że będzie problem z jedzeniem ale widzę, że byłem w błędzie:) Pozdrawiam.
Bartek
W Londynie żadnego problemu, do jedzenia jest wszystko, co człowiek wymyśli :p
Sernik z pieprzem
o tak, Londyn jest idealny dla wege i wegan 😉 polecam stronę happycow.net, tam jest po prostu WSZYSTKO. No i wizyta w Wholefoods obowiązkowa 😉
Bartosz Wudniak
happy cow znana sprawa, w niejednym kraju mi pomagała 🙂