Uluru. Czerwone Serce Australii. Wielka, czerwona skała stoi pośrodku bezkresnego, australijskiego interioru. Obok Opery w Sydney to właśnie Uluru było czymś, co od dziecka kojarzyło mi się z Australią. Czymś tak niedostępnym i dalekim, a jednocześnie na swój sposób magicznym, elektryzującym, owianym tajemnicą i historią, iż nie mogłem się doczekać dnia, gdy w końcu tam dotrę. No i się doczekałem. Zabieramy was dziś w podróż w sam środek rozgrzanego do czerwoności serca australijskiego Outbacku: Uluru, od wieków świętego miejsca Aborygenów, a obecnie miejsca „must see” setek tysięcy turystów. Ale po kolei.
Powiem szczerze, nie lubimy dużych miast. Nie za bardzo chcemy nawet w nich mieszkać, choć czasami musimy. Ale z Sydney jest inaczej. Nigdy byśmy nie podejrzewali, że może nam się tak dobrze mieszkać w mieście tej wielkości. Co więcej, wyobrażamy sobie, że moglibyśmy do tego miasta wrócić pomieszkać dłużej. I to pomimo braku poważnych gór w okolicy! Co nas tak urzekło w Sydney? Zapraszamy na spacer po największym mieście Australii!
Przylecieliście do Australii, jesteście w Brisbane i co, cały czas pada? Chcecie jechać gdzieś, gdzie nie jest tak wigotno? Okazja czeka tuż za rogiem, trasa z Brisbane do Sydney to wstęp do dalszego podróżowania po Australii dla wielu, którzy właśnie przylecieli do kraju Down Under. Ruszamy w drogę!
Brisbane przywitało nas ciemnymi, burzowymi chmurami, które bynajmniej nie trzymały nas długo w niepewności, czy lunie, czy nie. Przez cały nasz pobyt w mieście z przerwami padało, wiało, albo jedno i drugie. Ale nic to, nie przesiedzimy przecież naszych pierwszych paru dni w Australii zamknięci w czterech ścianach. Swoje trzeba wychodzić, kurtki przeciwdeszczowe mamy, więc zwiedzanie Brisbane może odbyć się równie dobrze w deszczu. I tak właśnie było.