Jedziecie na wakacje do Kanady albo na Kamczatkę, tudzież w Tatry. Słońce świeci, jest przyjemnie, ruszacie na szlak i… stajecie twarzą w twarz z niedźwiedziem. I to nie jest spotkanie z serii nieoczekiwanych i miłych, jak przybicie piątki na ulicy z Tomaszem Kotem, ale raczej jak selfie „na misia” z Tomaszem Karolakiem. Lepiej unikać. Ale co, jeśli w takiej sytuacji już się znaleźliście i nie ma jak się z tego wykręcić? Wiesz, co zrobić, gdy gdy spotkasz niedźwiedzia na szlaku? Nie? A więc poniższy przewodnik jest właśnie dla Ciebie!
Park Narodowy Banff w Kanadyjskich Górach Skalistych to prawdziwy czad i chyba nikogo, kto tam był, wybiera się, albo chociaż widział zdjęcia okolicy przekonywać do tego nie trzeba. Do tego, że Góry Skaliste latem czy zimą są super to fakt, ale co zrobić w przerwie pomiędzy sezonami, gdy już trochę za późno na kąpiele w górskich strumykach, ale za wcześnie na jazdę na nartach?
Pierwsze skojarzenie z Nową Zelandią? Władca Pierścieni, wiadomo. A kolejne? Góry, lasy, jeziora, malownicze, sielskie krajobrazy, jeszcze więcej gór. Natura. Nie dziwi więc, że jedną z popularniejszych aktywności turystów jest łażenie po tych wszystkich górach. Ale jak przygotować trekking w Nowej Zelandii, żeby było to wrażenie niezapomniane nie tylko dla naszego portfela, ale również dla nas?
Tylko my dwoje, mała chatka w górach, grzane wino, ogień w kominku i niebo pełne gwiazd. I to nie byle jakie niebo, bo jedno z kilkunastu najczystszych na świecie, tzw. Park Ciemnego Nieba. Romantycznie do potęgi? Tak, ale jednak nie do końca. Chodźcie z nami na szlak Camp Stream Hut przy naszym kochanym Lake Tekapo, to się przekonacie.
Światła samochodu oświetlają 20 metrów drogi przed nami. Gdzieś po prawej stronie kryje się Lake Benmore – jedno z dwóch jezior, dla których wybraliśmy tę trasę. Wybór miejsca, jak się później okazało, świetny. Wybór czasu nieco gorszy, zmierzch zapadł zdecydowanie za szybko, albo to my byliśmy zbyt wolni. Koniec końców nie zobaczyliśmy nic. „Ale tu musi być pięknie… jak coś widać” mówi Koralina. No cóż, trzeba było wrócić.
4 dni, 45 kilometrów i tysiące zniewalających widoków. Tak można w telegraficznym skrócie podsumować trekking Santa Cruz w Cordillera Blanca w Peru. W naszym osobistym rankingu miejsc w Ameryce Południowej zajmuje miejsce w czołówce. Dlaczego?
Był naszym pierwszym. Jak to krótki romans, przyniósł radość, adrenalinę, ale też i ból. Przez chwilę bujaliśmy w obłokach, a właściwie nad nimi. To od niego zaczął się nasz flirt z wulkanami i wysokością. I właśnie dlatego wulkan Azufral zawsze będzie zajmował wyjątkowe miejsce w naszym sercu.